sobota, 5 października 2013

Rozdział III "Zagmatwanie uczuć"

Tamta notka, to jednak nie to, co chciałam zrobić z moim Dramione, więc postanowiłam, że będę to traktować jak pewnego rodzaju miniaturkę :) Więc bierzmy się do roboty ! <entuzjazm>
Przyznam, że przechodzę teraz bardzo trudny okres w moim życiu prywatnym, więc błagam o zrozumienie :)

 Otworzyłam szeroko oczy i uśmiechnęłam się wesoło. Wyciągnęłam się i ziewnęłam potężnie. Mój książę pochrapywał słodko obok mojego boku, i jego idealnie umięśniona klatka piersiowa powoli podnosiła się i opadała w rytm jego oddechu. Nareście byłam szczęśliwa. 

Nie chciałam go obudzić, więc najciszej jak tylko umiałam wyślizgnęłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Najchętniej zostałabym tam jeszcze choć parę minut, ale człowiek nie robot, swoje potrzeby ma. Weszłam do łazienki i zdziwił mnie jej przepych. Teoretycznie powinnam się tego spodziewać, skoro znalazłam się w domu dwóch najbogatszych kawalerów w całym świecie magii, ale mimo to wciągnęłam głośno powietrze.Cała łazienka utrzymana była w barwach delikatnego błękitu z przebłyskami brązu na posadce  i sufitu, które wykonane były z najlepszej jakości mahoniowego drewna. Tam, gdzie powinna znajdywać się wanna/prysznic, wbudowane było małe jacuzzi, idealnie komponujące się w całość. Lustra rozstawione były tak, że gdybym zechciała się tu wykąpać, widziałabym się z każdej perspektywy. Kiedyś na samą myśl o tym oblałabym się szkarłatnym rumieńcem, ale od wczoraj sprawy się trochę zmieniły. Czułam się w swoim ciele bardziej swobodnie, więc takie sytuacje nie potrafiłyby mnie aż tak krępować. 

"Właściwie" Pomyślałam "Przydałaby mi się odświeżająca kąpiel".

Uśmiechnęłam się szeroko i wyjęłam mięciutki, biały ręcznik z szafki ukrytej między drewienkami obudowującymi jacuzzi, oraz płyn do kąpieli o zapachu mlecznej czekolady. Co jak co, ale to na pewno pozwoli mi się zrelaksować. Odkręciłam zawór i ciepła woda powoli zaczęła napełniać przestrzeń wokoło mnie. Zadrżałam z rozkoszy. Woda była idealna. Bardzo ciepła, ale nie parząca. Z natury byłam strasznym zmarźlakiem, dlatego ciepła kąpiel była podstawą każdego mojego poranka. Związałam włosy w wysoki kok i oparłam się o chłodną nawierzchnię błękitnego marmuru. 

Zgadywałam, że zanim Draco się obudzi, pozostanie mi jeszcze dużo czasu, więc przymknęłam oczy i odpłynęłam w marzenia. Wyobrażałam sobie siebie i Draco w najróżniejszych momentach życia, które powinien każdy przeżyć. Ja i Draco na spacerze, ja i Draco nad bałtyckim morzem, ja i Draco na ślubnym kobiercu, ja i Draco i słodkie, gaworzące niemowlę... A potem jeszcze drugie. Nie wątpiłam w to, że on jest wszystkim czego potrzebuję w życiu, i miałam nadzieję, że on myśli podobnie. Nie chciałam widzieć w swoim życiu żadnych innych mężczyzn, nawet gdyby byli po stokroć przystojniejsi od niego. 

Gdy stwierdziłam, że czas wyjść z wody (gotowa bym się tam ugotować jak jakiś homar), zanurzyłam się ostatni raz w cieplutkiej wodzie i powoli, tak by nie stworzyć powodzi w całej łazience, wyszłam z jacuzzi. Oplotłam się szczelnie ręcznikiem i stanęłam przed lustrem. Wydawało mi się, że schudłam, ale miałam niejasne przeczucie, że po prostu wydaje się sobie piękniejsza, gdyż facet taki jak Draco zwrócił na mnie uwagę. Po dłuższym namyśle stwierdziłam, że jedno nie wyklucza drugiego. Uśmiechnęłam się szeroko, narzuciłam na siebie szlafrok i rozpuściłam wilgotne włosy na ramiona. Zamaszystym krokiem wyszłam z łazienki i zastałam Draco siedzącego na łóżku i patrzącego tępo w ścianę.

-Zastanawiałem się, gdzie poszłaś- Powiedział. Usiadłam koło niego i wtuliłam się w jego cieplutkie ramiona. 

-Kąpałam się- Wyszeptałam. 

-Właśnie widzę- Powiedział i zamyślony okręcał sobie wokół palca moje mokre kosmyki włosów- Wyglądasz tak ślicznie jak śpisz... Dopóki nie otwierasz buzi

Uśmiechnął się do mnie szeroko.

"O bogini, mam nadzieję, że nie naśliniłam mu na poduszkę"

-Drgałaś przez sen. Śniło ci się coś niemiłego?- Spytał

-Nie, ja tak mam po prostu- Roześmiałam się. Przytulił mnie jeszcze mocniej i ucałował mnie w czoło. Całe moje wnętrze rozbłysnęło na wszystkie kolory tęczy.

-Czuję się przy tobie bardzo bezpieczna...

-Wiem- Powiedział i zamilknęliśmy.

Nagle ktoś mocno grzmotnął w drzwi i do naszego pokoju wpadł Zabini. "Wpadł" to dobre słowo. Nie "wszedł", nie "wmaszerował", tylko wpadł do pokoju i upadł na podłogę.

-Ratujcie się. Szybko. Uciekajcie...- Szepnął z  wyraźnym trudem.

-Zabini?!- Krzyknęłam zszokowana, a Draco patrzył tylko oniemiały w korytarz za drzwiami.

Zbliżali się do nas śmierciożercy...

Maszerowali równym krokiem, niszcząc wszystko co było po drodze. Wtedy moje przekonanie, że po śmierci Voldemorta wszystko wróci do normy, posypało się. Przed sobą miałam część jego armii.

-Mówiłem: Uciekajcie!- Warknął Zabini i zaczął szarpać Draco za nogawkę- Uciekajcie!

Jeżeli myślał, że go zostawimy, to się grubo mylił. Po minie Draco widziałam, że myśli podobnie.Nawet jeśli cel był dla nas taki sam, ale środek diametralnie różny. Rzuciłam się w kierunku Zabiniego, kiedy wystrzeliły pierwsze zaklęcia. Draco machnął różdżką i wyczarował między nami a nimi niewidzialną tarczę. Zaklęcia odbijały się od niej i rozsypywały się na miliony różnokolorowych światełek. Wyglądało to pięknie, i w takiej chwili gotowa byłam zapomnieć o śmiercionośnej właściwości tych kolorowych światełek.

-Zabierz Zabiniego, a ja ich zatrzymam- Powiedział Draco i popchnął nas w stronę otwartego okna. Nie wiem czemu, ale posłuchałam go. Dzisiaj ukryłabym Zabiniego i sama stanęłabym do walki, ale wtedy mój umysł zaprogramowany był tylko na jedno: przeżycie. Złapałam Zabiniego pod ramiona i przerzuciłam go przez okno. Usłyszałam głuchy odgłos, gdy jego ciało uderzyło o ziemię. Skrzywiłam się i szepnęłam "sorry". Wyskoczyłam za nim, i kątem oka zauważyłam jak pokój rozświetla się na zielono. Gwałtownie odwróciłam głowę i zobaczyłam jak Draco upada na ziemię. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Pamiętam tyle, że gdy jego ciało upadło na podłogę, wydałam z siebie głośne" NIE!" i próbowałam wciągnąć się z powrotem na ramę okna. Chciałam go pomścić. Pozabijać ich wszystkich, co do jednego.

-Teraz i tak mu nie pomożemy. Musimy stąd zwiewać- Powiedział spokojnie Zabini. Zwiesiłam głowę i zrozumiałam, że ma rację. Za niecałe pół minuty tarcza całkowicie przestanie nas ochraniać i będziemy w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

-Dawaj łapę- Powiedziałam i wysunęłam przed siebie swoją.

-Myślę, że będę cię tylko spowalniał, i lepiej...

-DAWAJ, ALE JUŻ!- Wrzasnęłam, nieskora teraz do przekonywania kogokolwiek do czegokolwiek. Zabini posłusznie podał mi swoją rękę i podciągnęłam go do góry. Policzyłam spokojnie do czterech i wyobraziłam sobie Norę. Po chwili poczułam znajome szarpnięcie.

-O mój Boże!- Krzyknęła pani Weasley gdy zmaterializowaliśmy się w jej kuchni- Co wam się stało?

-To długa historia, pani Weasley. Prosimy, niech pozwoli nam pani u siebie przenocować, a jak odzyskamy siły, to pani wszystko opowiemy- Wykrztusiłam. Pani Weasley spojrzała na nas ze zrozumieniem.

-Może byście się najpierw wykąpali?- Spytała z troską. Wyobrażałam sobie, jak dziwnie musieliśmy wyglądać. Ja, w brudnym, poszarpanym szlafroku, z plamkami krwi gdzie nie gdzie, i Zabini w szortach, bez koszulki, z ranami gdzie się tylko dało.

-Nie damy rady- Odpowiedziałam.

-Dobrze, dobrze. Idźcie się położyć w pokoju Ronalda. On wraca dopiero jutro, i nie sądzę by miał coś przeciwko. 

Dotknęła nas różdżką, doprowadzając nas do względnego porządku. Przynajmniej ubrania były świeże i nie śmierdzieliśmy potem. Doprawdy, nie rozumiem, jak w parę minut zdążyliśmy się tak spocić. Mimo wszystko, widziałam, że i Zabiniemu komfort świeżych ubrań przypadł do gustu.

-Arturze!- Zawołała pani Weasley.

-Tak, Molly?- Pan Weasley wychylił głowę zza drzwi i na nasz widok poprawił okulary.

-Przenieś panicza Zabiniego do pokoju Ronalda, z łaski swojej.

-Dobrze, dobrze- Odpowiedział, nadal zszokowany, i wziął Zabiniego na ręce. Zazdrościłam mu, ale rozumiałam, że to on potrzebuje tego bardziej. Byliśmy już na schodach gdy z jednego z pokoi wychyliła się głowa George'a. 

-Pomóc ci?- Spytał z szelmowskim uśmiechem.

-Przydałoby się- Potwierdziłam, i chwilę później George wnosił mnie po schodach, aby następnie opuścić mnie do miękkiej pościeli mojego narzeczonego. Na szczęście Ron miał w pokoju dwa łóżka (jeden dla niego i jeden dla mnie) więc nie musiałam z Zabinim dzielić łóżka.

-Jutro mi wszystko opowiesz- Szepnął George z błyskiem w oku i wyślizgnął się z pokoju. Rozumiałam jego ciekawość względem wszystkiego co odbiega od normalności, bo wiedziałam, że od śmierci Freda, pani Weasley trzyma George'a pod kluczem. Spojrzałam na Zabiniego i zobaczyłam, że ten już odpłynął w objęcia Morfeusza. Miałam więc chwilę na rozmyślania, zanim i mnie zmorzy sen. 

Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale z technicznego punktu widzenia, zdradziłam swojego narzeczonego, którym mimo wszystko był Ron. Poczułam łzy pod powiekami na myśl o tym, że jedyna miłość mojego życia, dla której gotowa byłam oddać nawet życie, zginęła, a ja zmuszona byłam znów trwać w tym zagmatwaniu. Nie miałam wątpliwości, co do tego, że muszę odejść od Rona, ale wiedziałam, że teraz nie będę tego w stanie zrobić.

A wiecie czemu?

Bo gdy byłam w łazience zrobiłam coś jeszcze, czego nie opisałam. Mały, biały kawałeczek plastiku i dwie podłużne kreski. W moim brzuchu właśnie rozkwitał mały Scorpius.