wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział IV "Współpraca z Czystokrwistymi"

Jejciu, przepraszam was najmocniej :) nawet nie zauważyłam kiedy nabiło mi 4000 wyświetleń ;) dziękuje wam bardzo za uwagę i mam nadzieję, że mój blog nadal będzie was interesował ;)

Ten rozdział dedykuję wszystkim moim czytelnikom :) cieszę się, że wam się podoba moja wersja Dramione :)

-Dzień dobry, kwiatuszku- Usłyszałam gdzieś nad swoim uchem i momentalnie otworzyłam oczy.

-Nie, to nie tak jak myślisz- Szepnęłam zaspana. Ron zaśmiał się cichutko.

-No dobrze, dobrze, kochanie. Na szafce nocnej położyłem ci śniadanie. Smacznego- Pocałował mnie w czółko i roześmiał się wesoło, po czym zostawił mnie samą w pokoju. A raczej prawie samą.

-Pewnie masz nadzieję, że to przespałem- Odezwał się Zabini i otworzył oczy.

-Nawet się nie mam sił tłumaczyć. Myśl co chcesz, mów co chcesz i to komu chcesz. Moje życie chyba przestało mieć sens- Mruknęłam i zakryłam się kołdrą. 

-Wiem, co sobie myślisz. że nikt cię teraz nie zrozumie, że zostałaś sama, że śmierć to jedyne wybawienie. Ale nie masz racji...

-Od kiedy bawisz się w psychologa, Blaise?- Spytałam.

-Nie przerywaj mi- Poprosił- Jest jedna osoba, która przeszła to samo co ty. To znaczy pewnie dużo osób miało podobnie, ale jedna z nich siedzi z tobą w tym pokoju.

-O czym ty mówisz?- Zdziwiłam się i wyjrzałam zza kołdry.

-To pewnie zabrzmi dziwnie, ale kiedyś miałem taki okres w życiu, w którym myślałem, że naprawdę mam wszystko. Miałem piękną dziewczynę, którą bardzo kochałem, niewielki dom, do którego miałem wprowadzić się zaraz po szkole i wszystkie inne nieważne rzeczy, które sprawiają, że życie jest łatwiejsze i przyjemniejsze. Kłopot w tym, że te wszystkie nieważne rzeczy wznosiłem ponad to co powinienem był. Zacząłem gnać jak głupi za pieniędzmi, których i tak przecież miałem w brut i zapomniałem o mojej kobiecie, o miłości, którą mnie obdarzyła. To był największy błąd w moim nic nie wartym życiu. Odeszła ode mnie, zostawiając tylko list i ogromną dziurę w sercu. Ale najważniejsze jest to, że potrafiłem się podnieść. Choć dzień w dzień śni mi się jej twarz i ogromna czeluść w miejscu gdzie powinno być me serce daje o sobie znać, muszę żyć dalej.

-Ale czemu?- Spytałam- Nie rozumiem twojej decyzji. Śmierć byłaby o wiele prostsza. 

- Po tym wydarzeniu po prostu zrozumiałem, że nie należy gnać za prostszymi rozwiązaniami. Przyszłość, choćby nie wiem jak trudna przyniesie za sobą wiele radości.

-Wierzę ci. O dziwo ci wierzę.

-Jeśli braknie ci sił na tą walkę, to ja ci pomogę przetrwać kolejne dni. Najpierw będą przepełnione monotonią i cierpieniem, ale po pewnym czasie spojrzysz na nie z innej perspektywy.

-Jesteś najlepszą rzeczą, która mogła mi się przytrafić w takim momencie.

Zaśmiał się.

-Zignoruję nazwanie mnie "rzeczą" i radzę ci zjeść to pyszne śniadanie przygotowane przez szanowną pani Weasley. Jest naprawdę warte skosztowania.

-Zjadłeś już?- Spytałam zdziwiona. Zaśmiał się po raz kolejny.

-George przyniósł mi jedzenie zanim zdążyliście wyrwać się z objęć Morfeusza. Interesujące, co ciekawość potrafi zrobić z człowiekiem.

-Pewnie chciał wiedzieć co się wydarzyło w leśnym domku- Zgadłam.

-Bingo! Chociaż on ujął to trochę inaczej. W środku nocy wparował do pokoju z tacą pełną pyszności i powiedział, że pewnie jestem bardzo głodny. Gdy wyraziłem swoje powątpiewanie co do głodu o takiej porze, prawie zalał się łzami i błagał bym mu powiedział, co nas tak poturbowało- Mrugnął do mnie okiem.

-To do niego całkiem podobne. I co mu odpowiedziałeś?- Spytałam z leciutkim uśmieszkiem na twarzy.

-Że podpadłem szanownej pannie Granger- Roześmiał się. Zawtórowałam mu.

-Domyślam się, że nie był tą odpowiedzią zadowolony.

-Dopytywał mnie tak długo, że aż zmuszony byłem przyrzec mu, że kiedyś mu to opowiem. A teraz wsuwaj to apetyczne żarełko, albo zrobię to za ciebie.

-Już dobrze, dobrze- Szepnęłam i wzięłam tackę do rąk. Zapach ciepłych grzanek i cynamonowej herbatki uświadomił mojemu żołądkowi, jak bardzo jest głodny. Zaczęłam pochłaniać jedzenie w zastraszającym tempie i nie obchodziło mnie to, że Zabini mógł uznać to za obleśne.

-Lubię, gdy kobiety mają tak duży apetyt- Wyznał i spojrzał na mnie z pewną dozą czułości. Poczułam dziwną więź z tym człowiekiem, którego niecały rok temu nazwałabym bez zastanowienia "wrogiem". Byłam pewna, że gdy Voldemort odrodził się na nowo, to on był jedną z pierwszych osób, które... Zaraz, zaraz.

Do głowy wpadł mi nowy pomysł.

-Co myślisz o tym, by spróbować wskrzesić Draco?- Spytałam.

*********************************************************************************

-Oszalałaś?- Wrzasnął Zabini- Skąd ci to w ogóle wpadło na myśl?

-Pomyślałam nagle o Voldemorcie, i stwierdziłam, że to nie tak zły pomyśl.

Zabini prychnął z wyraźną irytacją i powoli podniósł się z łóżka.

-Nie powinieneś wstawać teraz z łóżka...- Szepnęłam.

-To przestań tak mówić! Serio nie rozumiesz, że to niemożliwe?! Voldemort miał swoją duszę, zaklętą w SIEDEM różnych przedmiotów. TO umożliwiło mu powrót. Nie, nie, nie, on nigdy nie odszedł. On był ciągle wśród nas i to pomogło mu się odrodzić. Z tego co wiem, Draco nigdy nie stworzyłby nawet jednego tak bardzo złego...

-Dobrze, zrozumiałam- Przerwałam mu- Ale musi istnieć jakiś inny sposób by tego dokonać.

-Chcesz skazić swoją duszę na wieczne potępienie?

-Myślałam, że nie wierzysz w religie mugoli...

-Mniejsza z religią mugoli! tu chodzi o to, że dobrzy ludzie muszą zostać jakoś nagrodzeni, a źli- ukarani. We wszechświecie musi istnieć równowaga. A twój czyn zachwieje ją tak, że nie zdziwiłbym się gdybyś już nigdy, do końca świata, nie miała zaznać szczęścia.

-Nie rozumiesz, że ja mam swoje piekło, swoje cierpienie i swój brak szczęścia tutaj? Bez niego?

-Oczywiście, że to rozumiem!- Powiedział mocno już zdenerwowany, ale to nie zmienia faktu, że postąpisz źle. Draco nie chciałby tego...

-Skąd możesz wiedzieć, czego chciałby Draco?!- Byłam bliska płaczu. Czułam, że Zabini ma racje, ale żadna część mojej świadomości nie chciała tego zrozumieć- Myślisz, że chciałby abym cierpiała tu przez niego? Że chciałby mnie pozostawić samą sobie?!

-Nie zdziwiłbym się wcale. Draco nie był osobą, która ważyła na losy innych. Jeśli stanęłabyś mu na przeszkodzie w jakimkolwiek celu bez mrugnięcia okiem zabiłby cię!

-Kłamiesz!- Krzyknęłam i wybiegłam z pokoju. Zanim trzasnęłam drzwiami usłyszałam ciche "masz przecież mnie..."

Nie poddam się. Będę walczyć do końca o tych, których kocham.

Draco, którego kocham ponad wszystko.

Ginny, którą kocham jak siostrę.

Molly, którą kocham jak matkę.

Wszystkich chłopców Weasley, którzy są dla mnie jak bracia.

No i Zabiniego, który powoli staje się dla mnie kimś, bez kogo życie będzie szare i niebezpieczne.

Wiem, że chcą dla mnie dobrze, ale nie potrafię zaprzestać. Sprowadzę ukochanego, choćbym miała zapłacić za to duszą.

Merry Xmas, everyone. Uznałam, że dziś nie będę zabierać wam dużo czasu, bo wiem, że święta to w końcu święta ;) Kocham was all, i życzę wam najpiękniejszych świąt bożegonarodzenia jakie kiedykolwiek przeżywaliście <3


*********************************************************************************

Usiadłam wygodnie w szkarłatnym fotelu i upiłam łyk gorącej kawy. Powoli przeglądałam kolejne kartki starej księgi, zatrzymując się na co ciekawszych fragmentach.

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?- Spytała Narcyza siadając naprzeciw mnie. Swoją drogą, ciekawe było to, jak bardzo zmieniło się jej podejście do mnie gdy dowiedziała się o moim romansie z Draco. Nie byłam już, tak jak kiedyś, nędzną szlamą z przedmieść Londynu, a stałam się młodą panną, na tyle wyjątkową, że panicz Malfoy zwrócił na mnie uwagę. Mało tego, oddał za mnie swoje życie.

Czułam się wtedy jak Harry ochraniany mocą poświęcenia jego matki. Chociaż, gdy dłużej się nad tym zastanawiałam, byłam coraz bardziej pewna, że chroniła go bardziej krew Voldemorta płynąca w jego żyłach niżli moc matczynej miłości. Ale kimże byłam, by podważać słowa wielkiego Dumbledore'a? 

Wracając do poprzedniego tematu, byłam niemało zdziwiona podejściem Narcyzy do mnie. Pomyśleć, że naprawdę zaczynała się o mnie martwić!

-To jedyne co mogę zrobić- Odpowiedziałam z pełnym przekonaniem.

-Nie prawda- Powiedziała delikatnie- Możesz wrócić do Hogwartu, dokończyć naukę, a gdy przyjdzie czas, jeszcze raz się nad tym zastanowić.

W pewnym sensie miała rację. Wystarczy tylko spojrzeć na Dumbledore'a, który całkowicie zatracił się w wspomnieniach o Ariannie. Szybko jednak odsunęłam od siebie tą myśl.

-Jestem bardziej niż pewna tego co robię- Powiedziałam hardo.

-Zuch dziewczyna!- Usłyszałam czyjś niezwykle piskliwy głosik- Gdybyś nie pochodziła od mugoli, byłabym pewna, że jesteś moją córką!

-Bellatrix- Zwróciła się do niej Narcyza- To nie ma sensu. Nie nakręcaj jej jeszcze bardziej.

-Ja tam bym chętnie zobaczyła siostrzeńca z powrotem- Powiedziała bezczelnie Bellatrix, spoglądając głęboko w oczy siostrze.

-Dobrze wiesz, że ja też pragnę go znów zobaczyć!- Krzyknęła rozpaczliwie Narcyza i złapała ją za ramiona- Nawet sobie nie wyobrażasz, co może poczuć matka, gdy zginie jej dziecko!

Bellatrix mimowolnie się skrzywiła.

-Wyobraź sobie, że wiem- Odpowiedziała chłodno. Oczy Narcyzy momentalnie rozszerzyły się i pojawiła się w nich panika.

-Wybacz mi, ja...

-Oddałabym wszystko by znów zobaczyć moje maleństwo. A ty masz taką szansę i z niej nie korzystasz.

-Przepraszam bardzo, że się wtrącam- Szepnęłam cicho. Oczy sióstr od razu skierowały się w moją stronę- Ale uważam, że to moja decyzja co postanowię. Wy możecie mi najwyżej pomóc, lub próbować przeszkodzić. Wybór w tej kwestii zostawiam wam.

Podniosłam się z fotela i chwyciłam w dłonie opasłą księgę.

-Zastanówcie się dobrze, ja tym czasem muszę z lekka ochłonąć- Dodałam i wyszłam z komnaty. Ruszyłam w stronę wielkiej fontanny, gdy nagle ktoś zastąpił mi drogę.

-Zabini? Co ty tu robisz?- Spytałam zdziwiona.

-Wieczór taki piękny, więc przyszedłem się przejść.

-Do rezydencji Malfoy'ów?- Spytałam sceptycznie.

-Tymczasowo tu mieszkam. Wiesz, gdy zniknęłaś, Ron prawie postradał zmysły. Nie miałem siły słuchać jego wyżaleń, więc powiedziałem, że cię znajdę...

-Chcesz mnie tam znów zaprowadzić?- Spytałam z niedowierzaniem.

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nie pamiętam bym powiedział, że jak cię znajdę, to sprowadzę cię tam. Mam zamiar narazie mieć cię na oku, a w razie czego, po prostu interweniować.

-Odważny jesteś. Myślisz, że możesz się ze mną równać w znajomości zaklęć...?

-Uważam, że mimo wszystko znam nieco więcej klątw niż ty. A jeśli spróbujesz mnie zamienić w jaszczurkę lub coś równie ohydnego, to i tak ci się nie uda.

-Czy ty zawsze musisz być taki przemądrzały?- Spytałam wściekła.

-Tak, chyba tak- Odpowiedział z łobuzerskim uśmieszkiem.

-Uhhh- Warknęłam i odwróciłam się do niego plecami.

-Nie złość się na mnie. Naprawdę rozumiem co czujesz, ale nie mogę pozwolić sobie na stratę i ciebie. Los zabrał mi już wszystko. Nie pozwólmy mu zabrać ciebie.

Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.

-Jesteś dla mnie jak młodsza siostrzyczka. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Nawet tobie samej.

Moje oczy zaszły mgłą a twarz powoli zaczęły oplatać łzy.

-Blaise, proszę- Wychrypiałam.

-Nie chcę znów zostać sam- Wyszeptał i delikatnie mnie przytulił- Obiecaj, że zostaniesz tu ze mną.

-To mi pomóż- Zasugerowałam. Nie widziałam jego twarzy, ale byłam pewna, że wykwitało na nim zdezorientowanie.

-Słucham?

-Pomóż mi z przywróceniem Draco do życia. Dzięki twojej pomocy będę dużo bezpieczniejsza.

Westchnął zrezygnowany.

-I nie mam szans ci tego wybić z główki?

-Nie.

-To ci pomogę. 

Odwróciłam się i mocno go przytuliłam.

-Dziękuję ci.

Zarumienił się nieznacznie i odchrząknął.

-Wyczytałaś już tam coś ciekawego?

-Znalazłam coś, co może się nam przydać. Przeczytaj to- Powiedziałam i podałam mu księgę, otwierając ją tam, gdzie ukryłam zakładkę.

-Lumos- Szepnął i na krańcu jego różdżki wykwitł słaby płomyk. Oświetlił nim kartkę w książce i zaczął uważnie czytać. Po chwili podniósł na mnie wzrok.

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?

-Nie mam innego wyboru.

-Dobrze, pomogę ci. Ale nie dlatego, że chcę byś to zrobiła, tylko dlatego, że sama wyrządziłabyś dużo większe szkody.

-Dziękuję za tą wiarę we mnie- Odpowiedziałam, ale uśmiechnęłam się szeroko i puściłam do niego oczko. Zabini pokiwał w zamyśleniu głową.

-Nie znam się na fazach księżyca, ale podejrzewam, że to dziś jest pełnia, o której mówi książka.

-Masz rację. Więc musimy to zrobić dzisiaj.

-Ty oszalałaś. Inaczej się tego nie da nazwać.

Pokręcił głową z niedowierzaniem i spojrzał na mnie poważnie.

-Każdego podejrzewałbym o papranie się taką magią, nawet Wybrańca, ale o tobie na pewno bym nie pomyślał. Kiedyś byłaś tak... normalna...

-Czasy się zmieniają, Blaise. Okoliczności wymagają tego ode mnie.

-Rozumiem. No więc- Oznajmił z fałszywym entuzjazmem- Bierzmy się do roboty.



 

sobota, 5 października 2013

Rozdział III "Zagmatwanie uczuć"

Tamta notka, to jednak nie to, co chciałam zrobić z moim Dramione, więc postanowiłam, że będę to traktować jak pewnego rodzaju miniaturkę :) Więc bierzmy się do roboty ! <entuzjazm>
Przyznam, że przechodzę teraz bardzo trudny okres w moim życiu prywatnym, więc błagam o zrozumienie :)

 Otworzyłam szeroko oczy i uśmiechnęłam się wesoło. Wyciągnęłam się i ziewnęłam potężnie. Mój książę pochrapywał słodko obok mojego boku, i jego idealnie umięśniona klatka piersiowa powoli podnosiła się i opadała w rytm jego oddechu. Nareście byłam szczęśliwa. 

Nie chciałam go obudzić, więc najciszej jak tylko umiałam wyślizgnęłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Najchętniej zostałabym tam jeszcze choć parę minut, ale człowiek nie robot, swoje potrzeby ma. Weszłam do łazienki i zdziwił mnie jej przepych. Teoretycznie powinnam się tego spodziewać, skoro znalazłam się w domu dwóch najbogatszych kawalerów w całym świecie magii, ale mimo to wciągnęłam głośno powietrze.Cała łazienka utrzymana była w barwach delikatnego błękitu z przebłyskami brązu na posadce  i sufitu, które wykonane były z najlepszej jakości mahoniowego drewna. Tam, gdzie powinna znajdywać się wanna/prysznic, wbudowane było małe jacuzzi, idealnie komponujące się w całość. Lustra rozstawione były tak, że gdybym zechciała się tu wykąpać, widziałabym się z każdej perspektywy. Kiedyś na samą myśl o tym oblałabym się szkarłatnym rumieńcem, ale od wczoraj sprawy się trochę zmieniły. Czułam się w swoim ciele bardziej swobodnie, więc takie sytuacje nie potrafiłyby mnie aż tak krępować. 

"Właściwie" Pomyślałam "Przydałaby mi się odświeżająca kąpiel".

Uśmiechnęłam się szeroko i wyjęłam mięciutki, biały ręcznik z szafki ukrytej między drewienkami obudowującymi jacuzzi, oraz płyn do kąpieli o zapachu mlecznej czekolady. Co jak co, ale to na pewno pozwoli mi się zrelaksować. Odkręciłam zawór i ciepła woda powoli zaczęła napełniać przestrzeń wokoło mnie. Zadrżałam z rozkoszy. Woda była idealna. Bardzo ciepła, ale nie parząca. Z natury byłam strasznym zmarźlakiem, dlatego ciepła kąpiel była podstawą każdego mojego poranka. Związałam włosy w wysoki kok i oparłam się o chłodną nawierzchnię błękitnego marmuru. 

Zgadywałam, że zanim Draco się obudzi, pozostanie mi jeszcze dużo czasu, więc przymknęłam oczy i odpłynęłam w marzenia. Wyobrażałam sobie siebie i Draco w najróżniejszych momentach życia, które powinien każdy przeżyć. Ja i Draco na spacerze, ja i Draco nad bałtyckim morzem, ja i Draco na ślubnym kobiercu, ja i Draco i słodkie, gaworzące niemowlę... A potem jeszcze drugie. Nie wątpiłam w to, że on jest wszystkim czego potrzebuję w życiu, i miałam nadzieję, że on myśli podobnie. Nie chciałam widzieć w swoim życiu żadnych innych mężczyzn, nawet gdyby byli po stokroć przystojniejsi od niego. 

Gdy stwierdziłam, że czas wyjść z wody (gotowa bym się tam ugotować jak jakiś homar), zanurzyłam się ostatni raz w cieplutkiej wodzie i powoli, tak by nie stworzyć powodzi w całej łazience, wyszłam z jacuzzi. Oplotłam się szczelnie ręcznikiem i stanęłam przed lustrem. Wydawało mi się, że schudłam, ale miałam niejasne przeczucie, że po prostu wydaje się sobie piękniejsza, gdyż facet taki jak Draco zwrócił na mnie uwagę. Po dłuższym namyśle stwierdziłam, że jedno nie wyklucza drugiego. Uśmiechnęłam się szeroko, narzuciłam na siebie szlafrok i rozpuściłam wilgotne włosy na ramiona. Zamaszystym krokiem wyszłam z łazienki i zastałam Draco siedzącego na łóżku i patrzącego tępo w ścianę.

-Zastanawiałem się, gdzie poszłaś- Powiedział. Usiadłam koło niego i wtuliłam się w jego cieplutkie ramiona. 

-Kąpałam się- Wyszeptałam. 

-Właśnie widzę- Powiedział i zamyślony okręcał sobie wokół palca moje mokre kosmyki włosów- Wyglądasz tak ślicznie jak śpisz... Dopóki nie otwierasz buzi

Uśmiechnął się do mnie szeroko.

"O bogini, mam nadzieję, że nie naśliniłam mu na poduszkę"

-Drgałaś przez sen. Śniło ci się coś niemiłego?- Spytał

-Nie, ja tak mam po prostu- Roześmiałam się. Przytulił mnie jeszcze mocniej i ucałował mnie w czoło. Całe moje wnętrze rozbłysnęło na wszystkie kolory tęczy.

-Czuję się przy tobie bardzo bezpieczna...

-Wiem- Powiedział i zamilknęliśmy.

Nagle ktoś mocno grzmotnął w drzwi i do naszego pokoju wpadł Zabini. "Wpadł" to dobre słowo. Nie "wszedł", nie "wmaszerował", tylko wpadł do pokoju i upadł na podłogę.

-Ratujcie się. Szybko. Uciekajcie...- Szepnął z  wyraźnym trudem.

-Zabini?!- Krzyknęłam zszokowana, a Draco patrzył tylko oniemiały w korytarz za drzwiami.

Zbliżali się do nas śmierciożercy...

Maszerowali równym krokiem, niszcząc wszystko co było po drodze. Wtedy moje przekonanie, że po śmierci Voldemorta wszystko wróci do normy, posypało się. Przed sobą miałam część jego armii.

-Mówiłem: Uciekajcie!- Warknął Zabini i zaczął szarpać Draco za nogawkę- Uciekajcie!

Jeżeli myślał, że go zostawimy, to się grubo mylił. Po minie Draco widziałam, że myśli podobnie.Nawet jeśli cel był dla nas taki sam, ale środek diametralnie różny. Rzuciłam się w kierunku Zabiniego, kiedy wystrzeliły pierwsze zaklęcia. Draco machnął różdżką i wyczarował między nami a nimi niewidzialną tarczę. Zaklęcia odbijały się od niej i rozsypywały się na miliony różnokolorowych światełek. Wyglądało to pięknie, i w takiej chwili gotowa byłam zapomnieć o śmiercionośnej właściwości tych kolorowych światełek.

-Zabierz Zabiniego, a ja ich zatrzymam- Powiedział Draco i popchnął nas w stronę otwartego okna. Nie wiem czemu, ale posłuchałam go. Dzisiaj ukryłabym Zabiniego i sama stanęłabym do walki, ale wtedy mój umysł zaprogramowany był tylko na jedno: przeżycie. Złapałam Zabiniego pod ramiona i przerzuciłam go przez okno. Usłyszałam głuchy odgłos, gdy jego ciało uderzyło o ziemię. Skrzywiłam się i szepnęłam "sorry". Wyskoczyłam za nim, i kątem oka zauważyłam jak pokój rozświetla się na zielono. Gwałtownie odwróciłam głowę i zobaczyłam jak Draco upada na ziemię. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Pamiętam tyle, że gdy jego ciało upadło na podłogę, wydałam z siebie głośne" NIE!" i próbowałam wciągnąć się z powrotem na ramę okna. Chciałam go pomścić. Pozabijać ich wszystkich, co do jednego.

-Teraz i tak mu nie pomożemy. Musimy stąd zwiewać- Powiedział spokojnie Zabini. Zwiesiłam głowę i zrozumiałam, że ma rację. Za niecałe pół minuty tarcza całkowicie przestanie nas ochraniać i będziemy w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

-Dawaj łapę- Powiedziałam i wysunęłam przed siebie swoją.

-Myślę, że będę cię tylko spowalniał, i lepiej...

-DAWAJ, ALE JUŻ!- Wrzasnęłam, nieskora teraz do przekonywania kogokolwiek do czegokolwiek. Zabini posłusznie podał mi swoją rękę i podciągnęłam go do góry. Policzyłam spokojnie do czterech i wyobraziłam sobie Norę. Po chwili poczułam znajome szarpnięcie.

-O mój Boże!- Krzyknęła pani Weasley gdy zmaterializowaliśmy się w jej kuchni- Co wam się stało?

-To długa historia, pani Weasley. Prosimy, niech pozwoli nam pani u siebie przenocować, a jak odzyskamy siły, to pani wszystko opowiemy- Wykrztusiłam. Pani Weasley spojrzała na nas ze zrozumieniem.

-Może byście się najpierw wykąpali?- Spytała z troską. Wyobrażałam sobie, jak dziwnie musieliśmy wyglądać. Ja, w brudnym, poszarpanym szlafroku, z plamkami krwi gdzie nie gdzie, i Zabini w szortach, bez koszulki, z ranami gdzie się tylko dało.

-Nie damy rady- Odpowiedziałam.

-Dobrze, dobrze. Idźcie się położyć w pokoju Ronalda. On wraca dopiero jutro, i nie sądzę by miał coś przeciwko. 

Dotknęła nas różdżką, doprowadzając nas do względnego porządku. Przynajmniej ubrania były świeże i nie śmierdzieliśmy potem. Doprawdy, nie rozumiem, jak w parę minut zdążyliśmy się tak spocić. Mimo wszystko, widziałam, że i Zabiniemu komfort świeżych ubrań przypadł do gustu.

-Arturze!- Zawołała pani Weasley.

-Tak, Molly?- Pan Weasley wychylił głowę zza drzwi i na nasz widok poprawił okulary.

-Przenieś panicza Zabiniego do pokoju Ronalda, z łaski swojej.

-Dobrze, dobrze- Odpowiedział, nadal zszokowany, i wziął Zabiniego na ręce. Zazdrościłam mu, ale rozumiałam, że to on potrzebuje tego bardziej. Byliśmy już na schodach gdy z jednego z pokoi wychyliła się głowa George'a. 

-Pomóc ci?- Spytał z szelmowskim uśmiechem.

-Przydałoby się- Potwierdziłam, i chwilę później George wnosił mnie po schodach, aby następnie opuścić mnie do miękkiej pościeli mojego narzeczonego. Na szczęście Ron miał w pokoju dwa łóżka (jeden dla niego i jeden dla mnie) więc nie musiałam z Zabinim dzielić łóżka.

-Jutro mi wszystko opowiesz- Szepnął George z błyskiem w oku i wyślizgnął się z pokoju. Rozumiałam jego ciekawość względem wszystkiego co odbiega od normalności, bo wiedziałam, że od śmierci Freda, pani Weasley trzyma George'a pod kluczem. Spojrzałam na Zabiniego i zobaczyłam, że ten już odpłynął w objęcia Morfeusza. Miałam więc chwilę na rozmyślania, zanim i mnie zmorzy sen. 

Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale z technicznego punktu widzenia, zdradziłam swojego narzeczonego, którym mimo wszystko był Ron. Poczułam łzy pod powiekami na myśl o tym, że jedyna miłość mojego życia, dla której gotowa byłam oddać nawet życie, zginęła, a ja zmuszona byłam znów trwać w tym zagmatwaniu. Nie miałam wątpliwości, co do tego, że muszę odejść od Rona, ale wiedziałam, że teraz nie będę tego w stanie zrobić.

A wiecie czemu?

Bo gdy byłam w łazience zrobiłam coś jeszcze, czego nie opisałam. Mały, biały kawałeczek plastiku i dwie podłużne kreski. W moim brzuchu właśnie rozkwitał mały Scorpius.

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział II "Leśny domek"

Tą notkę dedykuję Kate (Arię), która zainspirowała mnie do stworzenia historii  Dramione. Siedzenie i słuchanie jej faz 24/7 każdego może zniszczyć xD

Szłam lekko wkurzona. Nie potrafiłam się opanować. Zgadzałam się z Malfoy'em że Ron nie ma nic do powiedzenia w sprawie tego z kim wychodzę na spacer. Ciekawa jestem czy gdybym wyszła z Pansy też by się na mnie wściekł.
"Nie, gąsko. On jest zazdrosny" Odezwała się moja podświadomość.
"To nie znaczy, że ma prawo mnie ograniczać" Warknęłam w odpowiedzi.
-Poczekaj- Zażądał Ron.
-Czego chcesz?- Spytałam agresywnie i odwróciłam się w jego stronę.
-Porozmawiać- Szepnął niemal błagalnym głosem. To jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło i szarpnęłam drzwiami zatrzaskując je.
-Więc rozmawiajmy.
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
-Chcę wiedzieć co robiłaś cały dzień z tym idiotą- Powiedział.
-Po pierwsze: on nie jest idiotą. Zmienił się na lepsze...
Nie dał mi dokończyć.
-I co? To znaczy, że masz mu od razu wbiec w ramiona i się z nim obściskiwać?
-JESTEŚ CHORY! Czy ja się z nim obściskiwałam? Nie, siedziałam z nim tylko przy jednym stole. I ROZMAWIALIŚMY. Nic więcej. Wiesz, co to jest rozmowa? To moment w którym ludzie przekazują sobie nawzajem werbalne sygnały nie wsadzając sobie przy okazji języka do gardła. CZYLI coś czego nigdy nie zaznałeś z Lavender. Capitche?
Mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi i zamknął drzwi łazienki.
-I znowu uciekasz, tchórzu! Nie można nawet z tobą normalnie podyskutować!
-Odwal się- Krzyknął zza drzwi. Parsknęłam z irytacją.
-Zgodnie z życzeniem, milordzie.
Wyszłam z naszego pokoju cała nabuzowana. Co racjonalnego mogłam zrobić w takiej sytuacji? Nic nie przychodziło mi do głowy.
Zeszłam na dół, do baru i zamówiłam jedną Ognistą, czyli coś, co powinno ukoić moje rozedrgane nerwy.
-No, no, no, kogo ja tu widzę.
-Neville?- Odwróciłam się w stronę młodego mężczyzny, który usiadł koło mnie. Neville był jedną z tych osób, które z brzydkiego kaczątka w rekordowym czasie zmieniają się w pięknego łabędzia. W jego przypadku- w przystojnego młodzieńca. Gdy po raz pierwszy go zobaczyłam byłam pewna, że nigdy go nie polubię. Był zaprzeczeniem wszystkich wartości które wyznawałam. Niezgrabny, niezorganizowany, zapominalski mazgaj który ciągle coś gubił. Teraz natomiast jego wady zmieniły się w zalety. To, że potrafił śmiać się z siebie tylko potęgowało to, że wszyscy go lubili. Jego niezorganizowanie było teraz objawem jego swobody w patrzeniu na świat i nieprzejmowaniem się głupotami. Kogoś takiego teraz mi było trzeba.  
-Tak, to ja- Uśmiechnął się uśmiechem, który nie objął jego pełnych troski oczu.
Westchnęłam głośno. Niepokoiło mnie to, że każdy teraz się o mnie martwił.
-Nic mi nie jest- Odpowiedziałam na jego niewypowiedziane na głos pytanie.
-Przecież mnie nie oszukasz. Co wieczór siadasz tutaj samiuteńka jak palec z miną pełną smutku lub wściekłości i popijasz rekordowe ilości Ognistej. Coś jest ewidentnie nie tak- Zakończył rzucając w moją stronę pełne podejrzenia spojrzenie.
-Serio nic mi nie jest. Stresuje się po prostu wszystkim. Moim przyszłym małżeństwem przede wszystkim- Wyznałam.
-Nie ma pośpiechu- Uśmiechnął się nieco bardziej szczerze- Jeśli nie jesteś pewna to nie musisz za niego wychodzić.
-Nie jestem pewna czy w następnym roku będą optymalne warunki do uprawy roślin. Co do mojego małżeństwa jestem w 100% pewna...
-Ach, to inna...
-Że to zły pomysł.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Że to małżeństwo to zły pomysł- Wyznałam i spuściłam oczy na swoje splecione ręce.
-Ja...Ja nie wiem co mam na to powiedzieć. Jeszcze jedną Ognistą, poproszę!- Krzyknął w stronę barmana.
-To pomoże mi zebrać myśli- Wyjaśnił.
"No ładnie, jeszcze innych sprowadzasz na złą drogę" Powiedziała moja podświadomość, a ja musiałam przyznać jej rację.
-W sumie nie ma tu nic do mówienia- Powiedziałam załamana- Dobrze wiem, że nie powinnam z nim być i go tak okłamywać. Ale nie potrafię żyć inaczej. Nie zrozum mnie źle- kocham go, ale nie tak jak się kocha miłość swojego życia, ale raczej tak, jak się kocha młodszego, nieznośnego brata. 
-Nie wyobrażam sobie nocy poślubnej z własnym bratem- Odparł Neville, a ja zaczęłam się lekko uśmiechać.
-No właśnie- Potwierdziłam- To co najmniej obrzydliwe.
Zaczął się śmiać. Po chwili dołączyłam do niego. Czułam się przy nim bardzo naturalnie. Byłam wolna, wesoła i szybko zapominałam o wszystkich problemach.
-No, no, no. Najpierw Malfoy, teraz Longbottom... Komu następnemu będziesz rzucała się do szyi, Granger? Komu następnemu odbijesz narzeczonego?- Usłyszałam najbardziej znienawidzony głos w całym moim życiu.
-Co ty do mnie masz, Pansy? Co ja ci takiego zrobiłam?- Spytałam nie odwracając się nawet do niej.
-Podrywasz każdego zajętego faceta w tym barze. Najpierw Astoria musiała patrzeć jak kleisz się do jej mężczyzny, teraz Abott patrzy na was z podejrzliwością.
-Co ty w ogóle mówisz?- Odwróciłam się w jej stronę.Wskazała mi drugą stronę knajpy, gdzie siedziała sama Hanna i rzeczywiście przyglądała się nam dziwnym wzrokiem.
-Hanna!- Krzyknęłam i pomachałam do niej. Większość ludzi w barze odwróciło się w moją stronę. Neville zrozumiał, że poprzez zaproszenie Hanny do naszego małego kręgu chcę pozbawić ją wszelkich wątpliwości.
-Kochanie! Chodź do nas!- Zawołał. Na twarz Hanny wstąpił delikatny rumieniec i podeszła do nas.
Pansy, wściekła, zostawiła nas w spokoju wracając do swoich fałszywych blond przyjaciółeczek.
-Co się stało?- Spytała Hanna podchodząc do nas.
-Dosiądź się do nas, po co masz sama siedzieć?- Spytałam, a Hanna uśmiechnęła się niewyraźnie.
Neville wstał i pocałował ją w policzek. 
-Proszę, dosiądź się do nas- Szepnął miękkim głosem, który tak bardzo przypomniał mi Malfoy'a, że musiałam odwrócić wzrok.
-No okey, nie widzę problemu- Uśmiechnęła się szerzej i usiadła między nami.
-Gdzie jest Ron?- Spytała, a ja zrozumiałam, że to był jeden z powodów dlaczego była zazdrosna. Gdyby Ron był z nami nie musiałaby się bać, że będę podrywać jej narzeczonego przy moim. 
-Nie chce mnie widzieć- Odpowiedziałam, a po moim policzku potoczyła się samotna łza. Zobaczyłam, że to ją ostatecznie przekonało, że nie miałam złych zamiarów względem Nevilla. Poderwała się i przytuliła mnie do siebie.
-Biedactwo- Szepnęła- Pewnie nie mówił tego poważnie.
-Mówił, boję się że rzeczywiście tak myśli. Naprawdę przesadziłam- Powiedziałam, a w myślach dokończyłam "On też naprawdę przesadził".
-A co się dokładnie stało?- Spytała i usiadła na swoim miejscu.
-Zezłościł się na mnie, że poszłam na spacer z Malfoy'em.
-Szczerze mówiąc, mnie też to trochę zdziwiło. Przecież ty go nienawidzisz- Wtrąciła Hanna.
-Po wojnie to się zmieniło. On chce się naprawić, a ja nie mogę nie dać mu szansy. Ten chłopak jest naprawdę zniszczony przez życie.
-I przy okazji bardzo hojnie obdarowany przez naturę. Jest bardzo przystojny, nie pomyślałaś że Ron jest zwyczajnie zazdrosny?
-Nawet jeśli jest, to mam przestać się z nim kolegować?- Spytałam z niedowierzaniem.
-Wykluczone. Po prostu musisz jakoś pozbawić plotki jadu . Zaproś go na spacer z tobą i z Malfoy'em, albo coś w tym stylu, i pokaż, że na Malfoy'u ci w ogóle nie zależy. To powinno pomóc- Uśmiechnęła się.
-Żartujesz. Przecież oni się pozabijają- Powiedział Neville, a ja się roześmiałam. Hanna uśmiechnęła się lekko .
-Zaraz, zaraz. To znaczy, że ty zaprosiłaś mnie na spacer z tamtym szatynem bo myślałaś że jestem zazdrosny?- Spytał Neville.
Hanna odchrząknęła. Ja zaczęłam się śmiać.
-Dobra, nie przeszkadzam wam, gołąbeczki. Idę pooddychać świeżym powietrzem.
Wyszłam z baru zostawiając ich samych i spojrzałam w stronę zapalonych latarni. Wyglądały bardzo klimatycznie, a do tego zapewniały mi pewny rodzaj bezpieczeństwa. Mimo, że czasy Voldemorta już przeminęły, nadal czułam się niepewnie w ciemnościach.
-Hermiona!
Z każdej osoby na świecie to On akurat musiał zauważyć mnie na tej opuszczonej uliczce. Przyspieszyłam kroku.
-Hermiona!
Ja to mam pecha do ślizgonów.
-Czego?- Odwróciłam się tak gwałtownie, że o mało na mnie nie wpadł- Czego chcesz, Zabini?
-Chcę porozmawiać- Powiedział.
-Dobrze, porozmawiajmy. O czym chcesz porozmawiać?
-O Smoku- Odpowiedział i spojrzał na mnie z dozą niechęci- Nie wiem co mu zrobiłaś, ale po powrocie z waszego spaceru nie chce się w ogóle do nikogo odzywać.
-To skąd wiesz, że byliśmy na spacerze?- Spytałam, nie do końca rozumiejąc.
-Dużo osób was widziało.
-Przepraszam cię, ale naprawdę nie mam ochoty na kłótnie teraz. Dopiero otrząsnęłam się z poprzedniej.
-Pewnie z Ronem się kłóciłaś, co?
-Skąd ty to wszystko wiesz?- Teraz przeraziłam się nie na żarty. Roześmiał się leciutko, jak aksamitny letni wietrzyk.
-Mam swoje źródła- Uśmiechnął się bezczelnie.
-No tak, kłóciłam się z Ronem, moim narzeczonym, jako że...
Zabini zrobił wielkie oczy.
-On jest twoim narzeczonym?!
-No jak widać twoje źródła zawodzą, skoro nie wiesz tak podstawowych informacji?- Uśmiechnęłam się przebiegle. Nie podłapał żartu.
-No to wszystko jest jasne!
Teraz to ja nie zrozumiałam.
-Malfoy jest załamany- Odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie- Bo dziewczyna za którą szaleje jest już związana z innym!
-Wytłumacz mi- Poprosiłam.
-Od paru dni o niczym innym nie mówił jak tylko o tym, że chce cię zaprosić na spacer. Szczerze mówiąc odradzałem mu to, bo niezbyt ciebie lubię...
-Chociaż jesteś szczery- Uśmiechnęłam się.
Odpowiedział uśmiechem i podjął wcześniejszy temat.
 - Jak już mówiłem, odradzałem mu to. Ale on był nieugięty. Chciał zaprosić cię na spacer jutro, ale sprawy potoczyły się trochę inaczej i dziś się z tobą spotkał. Musiałaś mu powiedzieć, że się zaręczyłaś, bo tylko to mogło go tak zryć.
-Nie rozumiem.
-Podobasz mu się od dłuższego czasu. Obiecałem mu, że nikomu tego nie powiem, ale teraz wymaga tego sytuacja. 
-Czego ode mnie chcesz? Dlaczego mi o tym mówisz?
-Chcę byś poszła do niego ze mną i go jakoś omotała, aby przestał się zachowywać jak zakochana nastolatka, która nie może żyć bez swojej "miłości".
-Więc nie wierzysz w to, że się zakochał?
-Sądzę, że to sobie ubzdurał, dlatego że może mieć każdą dziewczynę na świecie...oprócz ciebie. Więc łaknie cię jak chory lekarstwa, albo kolekcjoner rzadki rodzaj motyla. Ale tylko tyle. Nie ma w tym niczego z miłości.
-Skoro tak uważasz....- Powiedziałam i z mojego serca spadł wielki ciężar. Nie chciałam by Malfoy cierpiał. Wolałam cierpieć za niego, niż patrzeć jak on rozpada się na kawałki. Przeżywałam już taki stan i nie życzę tego nikomu.
Co ciekawe to właśnie on taki stan u mnie wywołał. Pamiętam to do dziś. Czułam się jakby słońce na zawsze już zaszło, a każda kolejna minuta była pasmem samych przykrości. Nie potrafiłam żyć, mało tego, ja w ogóle nie chciałam żyć. Moje serce powoli rozdzierało się na tysiące, jeśli nie miliony małych kawałeczków, które tonęły w rzece wylanych przeze mnie łez.
-Chodź ze mną do niego i spraw by był szczęśliwy. Zapłacę ci nawet za to- Zakończył z miną pełną cierpienia.
-Nie musisz mi płacić. Zrobię tyle ile w mojej mocy, ale niczego nie obiecuję.
-No dobrze, więc chodźmy.
Szliśmy w pełnej skrępowania ciszy. Czułam wiązki nieufności skierowane w moją stronę gdy szedł tak blisko mnie. Przeszliśmy kawałek uliczki po czym Zabini wyciągnął w moją stronę rękę. Domyśliłam się o co mu chodzi, i poczułam że kiełkuje we mnie niepewność. Mógł mnie przecież teleportować gdzie tylko chciał, i nikt nigdy by się o tym nie dowiedział. Kto by przecież podejrzewał że mam takiego pecha do ślizgonów? Westchnęłam ciężko i mu zaufałam. Podałam mu rękę i poczułam znajome szarpnięcie.
-Gdzie jesteśmy?- Spytałam. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam tylko mnóstwo zieleni. W moim sercu na nowo pojawił się strach. Wiedziałam przecież że Malfoy zatrzymał się gdzieś na Pokątnej.
-Cierpliwości- Mruknął Zabini i zaprowadził mnie do niewielkiego domu w głębi lasu. Wiedząc co potrafi parę prostych zaklęć wiedziałam że to tylko złudzenie. Dom mógł być tak naprawdę ogromny a parę słów wypowiedzianych w pośpiechu pomogło zakamuflować im jego ogrom. Przecież wielkie domostwo na pewno zwróciłoby uwagę gdyby ktoś przypadkowo przybłąkał się w te okolice.
Zabini zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu cisza.
-Smoku, otwórz, to ja- Powiedział i po chwili usłyszeliśmy szczęknięcie zamka. Zabini wślizgnął się przez szczelinę powstałą w drzwiach, a ja poszłam jego śladem.
Zamurowało mnie. Minęło tylko parę godzin od naszego spotkania a Malfoy zdążył już upaść do takiego stopnia, że nie mogłam w to uwierzyć. Jego zazwyczaj dokładnie wyszczotkowane włosy teraz były w kompletnym nieładzie. Na sobie miał tylko podarte spodnie od dresu i koszulkę uwaloną kawą. Do tego był ewidentnie pijany.
-Kto to jest? Kogo ze sobą przyprowadziłeś?- Spytał Malfoy, a tak przynajmniej mi się wydawało, bo z ust wydobyło mu się "kktttoooooooo jeeeś? Kooog pśiproowadzileś....?". Zabini spojrzał na mnie wymownie a mi odjęło mowę. To wszystko było moją winą!
Zabini machnął różdżką i Malfoy momentalnie wytrzeźwiał. Nie znałam tego zaklęcia i zanotowałam sobie  w myślach że koniecznie muszę kogoś o to spytać.
-Po co tu przyszłaś?- Spytał wrogim tonem Malfoy. Do tego nie byłam przygotowana. Zazwyczaj nikt z taką wrogością się do mnie nie odzywał...oprócz niego. No tak. Zaczęliśmy nadawać na starych falach.
-Musimy porozmawiać- Powiedziałam spokojnym tonem i westchnęłam. Tyle razy dziś to już słyszałam że miałam ochotę tym wymiotować.
-O czym?- Spytał trochę mniej wrogo.
-Chodźmy do jakiegoś innego pomieszczenia. Chcę porozmawiać w cztery oczy - Oświadczyłam. Malfoy tylko kiwnął głową abym za nim poszła. Więc poszłam. Mijaliśmy kolejne korytarze i musiałam przyznać że ten kto to projektował musiał mieć prawdziwy talent. Wszystko tworzyło tak spójną całość, że aż nie mogłam w to uwierzyć.
-Tutaj będzie dobrze- Powiedział i zamknął za nami drzwi. Byliśmy w wielkim pokoju, niesamowicie pustym w stosunku do reszty domu. Stało tam tylko para foteli i wielki kominek. To miejsce miał swój urok. 
Usiadłam na jednym z foteli i spojrzałam prosto w nieufne oczy Malfoy'a.
-Chciałam cię przeprosić za Rona- Powiedziałam niepewnie.
-Nie masz za co- Odpowiedział chłodnym tonem- Też byłbym zły gdyby moja narzeczona szlajała się gdzieś z innymi facetami.
Kurde, to nie będzie łatwe.
-Musisz zrozumieć, że nie wszystko między mną a Ronem jest w porządku. On dobrze wie że go nie kocham, ale mimo to wciąż walczy... Poza tym po co ja ci to mówię. I tak nie zrozumiesz- Podniosłam się z fotela. Poderwał się.
-Usiądź i kontynuuj. To jest ciekawe.
Usiadłam i zaczęłam mu wszystko opowiadać. O tym jak Ron podstępnie poprosił mnie o rękę przy całej rodzinie i nie potrafiłam mu odmówić, o tym jak coraz częściej dochodziło między nami do kłótni i rękoczynów...
-On cię bije?- Głos Malfoy'a podskoczył aż o dwie oktawy. Pokiwałam leciutko głową i odsłoniłam ramię na którym widniały ślady po naszej wczorajszej kłótni. W oczach Malfoy'a zamigotał gniew. Uśmiechnęłam się smutno i podjęłam niedokończoną historię. 
Gdy skończyłam na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech.
-Więc go nie kochasz, tak?
-Tak- Przyznałam cichutko.
-Więc czemu z nim jesteś?
-To skomplikowane- Powiedziałam i szybko wyjaśniłam mu o co chodzi. Otworzyłam się przed nim bardziej niż przed Neville'm, co nawet mnie wprawiło w zdumienie.
-Boisz się go?- Spytał miękko i podszedł do mnie. Ukląkł przede mną i spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami pełnymi troski.
-Tak. Nie. To znaczy Tak. Nie wiem- Przyznałam- Boję się go i go trochę kocham.
-To kochasz go czy nie?- Spytał Malfoy delikatnie.
--Jestem do niego przywiązana bardzo. I czuję się w stosunku do niego jak starsza siostra.
-Czyli taka siostrzana miłość?
-Bardziej matczyna- Wyjaśniłam- Kocham go mimo wszystkiego co robi, ale nie takim typem miłości którym by on chciał bym go kochała.
-Martwisz się o niego- Stwierdził ze zdziwieniem. 
-To chyba oczywiste- Powiedziałam. Przytaknął w milczeniu. 
Spuściłam wzrok niepewna co mam zrobić. Cisza się zaczęła przeciągać, ale byłam za bardzo zawstydzona żeby się odezwać, lub chociaż spojrzeć na niego.
Zwariowałam. Nigdy bym nie pomyślała, że będę się w ten sposób zwierzać Malfoy'owi.
Odczekałam jeszcze pięć minut i wzięłam głęboki wdech, po czym podniosłam wzrok.
Spojrzałam prosto w piękne, jasnobłękitne oczy Draco.
I jego niesamowicie miękkie wargi zamknęły moje w namiętnym pocałunku.

Czułam cały jego żar w sobie. Czułam ogień który mnie rozsadzał, i chciał znaleźć ujście. Moje mięśnie spięły się w słodkim wyczekiwaniu i lekkimi drganiami pospieszały Smoka. 
On był prawdziwym Smokiem. Wzbudzał we mnie takie emocje, o których nigdy wcześniej nawet bym nie pomyślała. Rzuciłam się na niego i poczułam że muszę jak najszybciej poczuć jego uścisk. Przytulił mnie mocno i delikatnie zaplątał ręce w moje długie włosy. Leciutko je pociągnął i odsłonił moją szyję, po czym złożył na niej słodki pocałunek. Tyle było w tym uczucia, że aż jęknęłam. W tej chwili świat po prostu nie istniał. Byłam tylko ja i mój Smok. Tylko mój, niczyj więcej. 
Pragnęłam by to uczucie zostało między nami na zawsze. Nie obchodziło mnie, że w tym momencie Malfoy nie wyglądał seksownie, bo w moim mniemaniu to właśnie on, a nikt inny był jedynym mężczyzną który był mi potrzebny do pełni szczęścia. Żarliwie odnalazłam jego wargi i złożyłam na nich wyczekujący pocałunek. Malfoy otworzył swoje niesamowite oczy i spojrzał na mnie z czułością.
-Kocham cię- Wyszeptał.
Uwierzyłam mu.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział I "Początek"

Nie mam bladego pojęcia co się stało z moimi notkami. Wyparowały!
Wobec tego zacznę pisać od początku. Nie gwarantuję, że te notki będą pokrywać się z tamtym, gdyż mam świeże spojrzenie na świat ;)

Usiadłam przy stoliku w Dziurawym  Kotle i zamówiłam Kremowe Piwo. Rozłożyłam gazetę na stole i westchnęłam. Na pierwszej stronie widniało wielkie zdjęcie Harry'ego, który mrugał do mnie łobuzersko. Wielki, krzykliwy napis głosił "Jak poderwać Harry'ego Pottera!". Ehh... Ginny dopiero teraz pozna co to znaczy być z celebrytą. Uśmiechnęłam się smutno. Nasze życie bardzo się zmieniło od maja. Większość czarodziejów w moim wieku odpuściło sobie ostatni rok nauki, gdyż Ministerstwo wydało oficjalne orzeczenie, mówiące że zależy to tylko od naszej woli, natomiast każdy kto zrezygnuje z "odpracowania" tamtego roku, będzie traktowany jako ktoś kto ten rok ukończył. Wielu poszło na łatwiznę, ale wiedziałam, że kilku moich znajomych pragnie nadrobić stracony czas, np. Neville, który pragnął zostać nauczycielem zielarstwa, i nie chciał stracić takiej masy materiału. Szczerze mówiąc, myślałam, że zaraz po Harry'm  i Ronie, on będzie kolejną osobą która odpuści sobie szkołę. Tak a pro po Nevilla, jego narzeczona, Hanna Abott właśnie szła w moją stronę z szerokim uśmiechem. Gdy jej wuj umarł, Hanna przejęła rodzinny interes i postanowiła prowadzić dalej Dziurawy Kocioł.
-Witaj, Hermiono, co tam u ciebie?
-A w miarę spokojnie, ci powiem. Wynajęłam sobie u was pokój do pierwszego, bo aktualnie nie mam gdzie spać- Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
-Wracasz do szkoły? Ja też bym bardzo chciała, ale rozumiesz- praca. Dziurawy Kocioł sam się nie poprowadzi- Uśmiechnęła się, a ja zauważyłam, że ma cienie pod oczami.
-Coś widzę, że kiepsko sypiasz.
-Ten cały stres mnie wykańcza. Nie myślałam, że pilnowanie tego wszystkiego- Zatoczyła ręką wokół siebie- może być takie trudne.
-Rozumiem. Ja bym nie dała rady- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie byłam jeszcze do tego przygotowana. Poza tym pragnęłam pracować w Ministerstwie Magii, a nie prowadząc jakiś sklepik czy knajpę.
-Piwo kremowe raz- Powiedziała kelnerka stawiając przede mną kufel Kremowego Piwa- To będzie...
-Na koszt firmy- Uśmiechnęła się do niej Hanna.
-Och, pani Abott, przepraszam bardzo, nie zauważyłam pani- Dziewczyna zaczerwieniła się mocno i dygnęła przed Hanną. Ja uznałam to za zabawne, ale po minie Hanny zobaczyłam, że jest już do tego przyzwyczajona.
-Zmykaj już- Powiedziała z miłym uśmiechem. Dziewczyna jeszcze raz dygnęła i uciekła w stronę lady.
-Nie trzeba było, mogłam zapłacić...
-Oj, taki drobny prezencik dla koleżanki ze szkoły- Powiedziała i podniosła się z miejsca- Mam nadzieję, że wpadniesz na nasz ślub. Harry, Ron, Ginny i kilka innych osób już się zadeklarowało.
-Przyjdę na pewno. Nie mogłabym tego opuścić- Zapewniłam ją i wymieniłyśmy się uśmiechami, po czym Hanna odeszła, pozostawiając mnie samą. Otworzyłam gazetę na losowej stronie i zaczęłam czytać.

"Co tak naprawdę wydarzyło się 2 Maja?
Nasza dziennikarka, Rita Skeeter, postanowiła zrobić wywiad z osobami które obecne były w czasie bitwy w Hogwarcie.
Co się tak naprawdę tam wydarzyło?
Z wywiadów które przeprowadziła, jasno wynikało, że udział H.Pottera w tą sprawę był niewielki..."

-Co za bzdury!- Krzyknęłam i odrzuciłam gazetę jak najdalej od siebie.
-Tą starą ropuchę ktoś powinien już dawno przymknąć- Usłyszałam pełen wesołości głos za sobą- Ale to nie znaczy, że możesz we mnie rzucać jej wypocinami
Odwróciłam się za siebie i spojrzałam prosto w jasnobłękitne oczy, w których zamykał się cały mój dotychczasowy świat. Szybko się otrząsnęłam i spojrzałam z nutką podejrzliwości na stojącego przede mną blondyna.
-Cześć, Malfoy. Co cię tu sprowadza?- Spytałam.
-To samo co ciebie. Nie mam za bardzo gdzie teraz spędzać czasu. A do pierwszego jest go naprawdę wiele.
-Wracasz do Hogwartu?!-Wykrzyknęłam zdumiona. Myliłam się. Pierwszą osobą na mojej liście "kto na 100% nie wróci do Hogwartu" nie był ani Harry ani Ron. Był to mierzący 190 cm, doskonale zbudowany (nie to żebym zwracała uwagę jak seksownie opina się na jego klatce piersiowej biała bawełniana koszula) blondyn, arystokratyczny dupek, który większość mojego życia robił mi pod górkę, a aktualnie stał przede mną i uśmiechał się całkiem miło.
-Co taka zdumiona? Nawet arystokraci muszą się czasem starać o dobrą pracę. Ale tylko czasem- Uśmiechnął się jeszcze szerzej- Mam tu tak stać, czy pozwolisz mi usiąść naprzeciwko siebie?
-Jak zwykle bezpośredni. Siadaj- Odparłam.
-Och, dzięki, takie stanie bywa męczące. Opowiedz mi co tam u ciebie- Usiadł i spojrzał na mnie wyczekująco. Co do cholery stało się ze starym, dobrym (albo trochę mniej) Malfoy'em? Nie mogłam się nadziwić, zadziwiał mnie coraz bardziej i bardziej
-A nic ciekawego...- Odparłam, a w myślach dodałam : Wszystko. Rodzice mnie nie pamiętają, a gdy chciałam m przywrócić pamięć to chcieli wezwać policję. Przyjęłam oświadczyny mężczyzny, którego wcale nie kocham, i po skończeniu Hogwartu pragnę uciec jak najdalej stąd by on mnie nigdy nie odnalazł. Dodatkowo mój były największy wróg pod słońcem siedzi teraz przede mną i udaje że interesuje się moim życiem.
-A co u ciebie?-Spytałam.
-Nic ciekawego. Mój ojciec został oficjalnie zwolniony z Azkabanu, bo Rada Przysięgłych uznała, że odsiedział swoje podczas poprzedniego pobytu, a za udział w wojnie nie mogą go skazać, gdyż nie brał w niej udziału.
Nie do końca wiedziałam co odpowiedzieć, więc mruknęłam coś wymijająco. Malfoy spojrzał na mnie z bólem w oczach.
-Wiem jaki według ciebie jest mój ojciec. Ale proszę, nie oceniaj go tak jak reszta świata magii. To naprawdę dobry człowiek.
Szczerze w to wątpiłam, ale nie chciałam znów zrobić sobie z niego wroga. Chciałam znów mruknąć coś wymijającego.
-Wierzę ci-Wypadło z moich ust zanim zdążyłam się powstrzymać.
-Słucham?- Malfoy zamrugał zdezorientowany.
"No właśnie SŁUCHAM?!" Krzyknęła moja podświadomość.
"Zamknij się" Syknęłam do niej.
-Powiedziałam, że ci wierzę. Często osoby nie mające nic wspólnego z daną osobą wypowiadają się na jej temat, nawet jej dobrze nie znając. A kto może znać człowieka bardziej niż jego własny syn?- Zakończyłam pytaniem, i uświadomiłam sobie, że w tym co mówię jest jakiś sens
-No właśnie- Potwierdził zadowolony Malfoy- Wiesz co? Miło było, ale już muszę zmykać. Nie kupiłem jeszcze żadnej szaty wyjściowej.
-Pójdę z tobą- Zaoferowałam. Malfoy spojrzał na mnie zdziwiony.
-Jeśli chcesz, to nie widzę problemu- Zamaskował zdziwienie szerokim uśmiechem. Jeśli mam być szczera, to przez całe swoje życie nie widziałam, by się tyle razy uśmiechał. Nie licząc pełnych sarkazmu i pogardy uśmiechów.
-To znaczy... Jeśli nie chcesz...- Zaczęłam.
-Bardzo chcę- Przerwał mi.
-To chodźmy- Uśmiechnęłam się szeroko. Malfoy wstał i złożył gazetę, którą wcześniej w niego rzuciłam, i położył ją na stoliku .
-Może komuś się przyda- Mrugnął do mnie znacząco. Zamarłam.
-Kim ty jesteś, i gdzie jest Malfoy?- Spytałam zaskoczona. Uśmiech zamarł na jego ustach, a w jego oczach pojawił się smutek.
-Stary Malfoy umarł. Teraz chcę być lepszy, niż byłem. Chcę się poprawić.
"Ahh, więc jesteś dla niego pokutą" Uśmiechnęła się pogardliwie moja podświadomość.
Zabolało. 
Poczułam jak na moją twarz wypełza rumieniec wstydu.
-Na pewno chcesz bym z tobą poszła?- Spytałam cicho.
-Jasne, że chcę. Co się stało? Nie chciałem cię zasmucić- Powiedział i z troską uniósł moją twarz. Poczułam delikatne wibracje, które wprawiły mój umysł w całkowity chaos. Mój żołądek przekoziołkował kilka razy, a moje policzki przybrały kolor dorodnego pomidora. 
Patrząc na Malfoy'a domyśliłam się, że błędnie odczytał moją reakcję. Myślał, że moje rumieńce są wynikiem złości na niego.
-Nie złość się na mnie- Szepnął miękko.
-Chodźmy już- Powiedziałam, i unikając jego wzroku wyszłam z Dziurawego Kotła.
 -Zaczekaj na mnie- Krzyknął i ruszył za mną. Rozbawiło mnie to. Uśmiechnęłam się szeroko i dałam nura w idący przede mną tłum.
Malfoy ruszył za mną.
Roześmiałam się w głos i spojrzałam na niego przez ramię. Minę miał poważną, ale w jego oczach tańczyły wesołe ogniki.
Roześmiałam się głośno i zaczęłam biec. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że biegnie za mną.
Wbiegłam za jakiś budynek i zdusiłam w sobie chichot. Przywarłam  do ściany i wyjrzałam delikatnie na ulicę. 
Malfoy stanął zdezorientowany marę metrów ode mnie i zaczął się rozglądać na wszystkie strony. Nagle uśmiechnął się przebiegle i ruszył w moją stronę. Pisnęłam i zaczęłam uciekać. Biegłam i biegłam aż przede mną wyrósł z ziemi ogromny mur.
-Accio Hermiona!- Krzyknął Malfoy, czym wywołał u mnie salwę śmiechu.
- Nikt ci nie mówił, że to zaklęcie nie działa na ludzi?- Spytałam krztusząc się ze śmiechu. Stanął przede mną i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
-Jakoś przeoczyłem tą część lekcji.
-Widać- Wyszczerzyłam zęby w barbarzyńskim uśmiechu.
-Opłacało się. Dzięki temu wywołałem tak szeroki uśmiech na twarzy pani Wiecznie-Jestem-Poważna.
Roześmiałam się
-Widoczne nie znasz mnie za dobrze, bo inaczej nigdy byś mnie tak nie nazwał- Powiedziałam i moja podświadomość pokiwała z zażenowaniem głową.
"Kogo ty chcesz oszukać?" Spytała i spojrzała na mnie oskarżycielsko.
Prawda. Już od dawna nie potrafiłam się tak szczerze śmiać.
-Myślę, że to już czas skończyć wygłupy. Psujesz mi reputację.
Po jego oczach widziałam, że nie mówił tego poważnie.
-Kto tu komu psuje reputację, Malfoy? Już widzę nagłówki w gazetach "Przyszła pani Minister uprawia jogging z jakimś przystojnym idiotą na ulicach Londynu"
-Czy ty właśnie powiedziałaś przystojnym?- Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
-Przesłyszało ci się. Powiedziałam "Przygłupim".
-Jasne, jasne- Spojrzał na mnie z sarkazmem.
Staliśmy chwilę w niewygodnej dla nas ciszy.
-Powinniśmy już iść. Niedługo zamkną nasz sklep.
-On nie jest nasz, Malfoy- Uśmiechnęłam się.
-Ale może być- Odpowiedział z figlarnym uśmieszkiem.
-Ta... Mrs Granger i Mr Malfoy- Tylko u nas niezapomniane przeżycia...
-Lepiej brzmiałoby Państwo Malfoy gwarantują niezapomniane przeżycia.
Zignorowałam jego wzmiankę o "Państwie Malfoy" i wzruszyłam ramionami.
-Na razie jednak to nie jest nasz sklep i to jego właściciele, a nie my, zadecydują kiedy zamknąć sklep.
-Masz rację- Przyznał- Chodźmy już.
Ruszyliśmy wolnym krokiem w kierunku Madame Malkin.
Szliśmy w kompletnej ciszy, rzucając sobie od czasu do czasu badawcze spojrzenia. Jestem pewna, że w jego głowie kłębiły się te same pytania co w mojej.
Weszliśmy do sklepu i Malfoy od razu podszedł do szat wyjściowych.
-Chodź tutaj, pomożesz i coś wybrać- Powiedział nie odwracając się nawet w moją stronę.
Podeszłam do niego.
-Moja matka zazwyczaj kupuje mi szaty w  „Twillfitt & Tatting”, ale tutaj podobno też są dobre. Musimy podtrzymać tą hipotezę i znaleźć mi coś idealnego- Spojrzał na mnie i uśmiechnął się leciutko.
Westchnęłam.
-A czego szukasz?
-Szaty wyjściowej- Spojrzał na mnie zdziwiony- Przecież już ci to mówiłem.
-Chodzi mi, czego dokładnie szukasz. Kolor, fason, dodatki- Sprecyzowałam.
-Ahh... No chciałbym zieloną szatę, w jakimś męskim kroju. Bez żadnych frędzelków i innych dupereli.
-Zieloną? Mogłam się domyśleć- Mruknęłam pod nosem.
-Co?
-Nic, nic.
Zaczęłam pomagać mu w poszukiwaniach. 
Po godzinie podałam mu do rąk cztery zielone szaty i jedną czarną.
-Po co mi tyle?- Spojrzał na mnie zdziwiony. Uśmiechnęłam się.
-Musisz je zmierzyć. Nie wszystkie szaty są szyte na takich facetów jak ty- Wyjaśniłam.
-Na tak idealnych facetów jak ja, chciałaś powiedzieć?- Spytał z łobuzerskim błyskiem w oku.
-Narcyz- Zaśmiałam się.
Zmarszczył brwi.
-Kto?
-Och- Uśmiech zniknął z mojej twarzy- Zapomniałam, że ty wychowałeś się w rodzinie czarodziejów.
Istnieje taki mit...
-Mit?
-Opowiadanie o podłożu religijnym- Sprecyzowałam- Które opowiada o bardzo przystojnym myśliwym na którego boginie rzuciły urok, który sprawił, że przez tak się w sobie zakochał, że umarł z wycieńczenia, bo przez wiele godzin siedział nad rzeką i patrzył w swoje odbicie.
-Zatem uważasz, że jestem przystojny?- Spytał.
-Zakochany w sobie- Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się na widok jego miny- Idź, idź, przymierz te szaty.
Zniknął za kotarą i po chwili wrócił wciśnięty w zieloną szatę, jak świnia wciśnięta w sieć. Jeśli ktoś widział zdjęcia świń pakowanych w rzeźni, to dokładnie wie o czym mówię.
-Za mała.
Po chwili wrócił w szacie tak dużej, że zmieściłoby się w niej sześciu podobnych mu budową facetów.
-Za duża.
Kolejna szata wyglądała bardzo damsko więc ją również wykreśliliśmy z listy.
-Teraz przymierzam tą czarną- Powiedział zza kotary.
-Dobrze, czekam, nigdzie się nie wybieram- Powiedziałam.
Nagle kotara odsunęła się ukazując mi widok, który pozbawił mnie oddechu. Czerń szaty świetnie kontrastowała z jego jasną karnacją i podkreślała jasne oczy. Dobrze dopasowany krój uwydatnił całą symetryczność jego idealnego ciała. Materiał w sferze jego klatki piersiowej tak opiął się na nim, że widziałam każdy kawałek jego idealnych mięśni. Nie dziwiłabym się gdyby z moich ust pociekła ślina.
-Na brodę Merlina, ona jest idealna- Szepnęłam w zachwycie. Uśmiechnął się nieśmiało.
-Też uważam, że wyglądam w niej korzystnie.
"Korzystnie?! Człowieku, wyglądasz w niej jak młody bóg" Pomyślałam, a powiedziałam tylko:
-Jak jej nie kupisz, to się obrażę.
Roześmiał się. 
-No to przesądzone. Bierzemy ją!- Krzyknął w stronę Madame Malkin. A ta, czując w powietrzu potencjalnego klienta szybko ruszyła w naszą stronę
-Może chciałby pan kupić klamrę do kompletu? Mamy szeroki wybór najróżniejszych klamer... 
Malfoy uśmiechnął się grzecznie.
-Dziękuję, poproszę tylko to. 
-Chyba że, macie klamry w kształcie węża- Powiedział po chwili.
-Oczywiście. Jakiego by pan chciał? Tutaj mamy węża oplatającego się wokół całej szaty, natomiast ten jest wysadzany prawdziwymi diamentami...
-No tak- Westchnęłam.

Po zakupach Malfoy zaprosił mnie na lody do lodziarni Floriana Fortescue.
-Jaki smak chcesz?- Spytał.
-Waniliowo-czekoladowe poproszę- Odpowiedziałam.
-No dobrze, to zajmij nam miejsce na dworze, a ja zamówię nam lody.
Wyszłam z lodziarni i usiadłam przy jednym z bardzo klimatycznych stoliczków. Spojrzałam na zachodzące słońce ponad bankiem Gringotta i głośno westchnęłam. Ten widok miał w sobie tyle uroku...
-Waniliowo-czekoladowe miały być, tak?- Spytał Malfoy za moimi plecami. Nie miałam serca odwracać wzroku od zachwycającego słońca więc tylko mruknęłam : "Yhm".
Malfoy usiadł obok mnie i podał mi wielki kielich lodów waniliowo-czekoladowych.
-Boże, jakie one wielkie- Szepnęłam- Pewnie dużo za nie zapłaciłeś.
-Nie martw się tym. Miałem pieniądze by kupić wysadzane diamentami klamry do szat, więc mam pieniądze aby kupić duże lody mojej koleżance.
Od kiedy byłam "jego koleżanką"?
-A ty jakie sobie kupiłeś?- Spytałam.
-Bananowe- Uśmiechnął się jak dziecko- Uwielbiam lody bananowe.
Uśmiechnęłam się do niego. Nigdy nie podejrzewałam że Malfoy ma w sobie tyle z normalnego człowieka. Zawsze wydawał mi się zimny i niedostępny. Prawdziwy arystokrata. A okazał się całkiem miłym, w miarę przeciętnym obywatelem Wielkiej Brytanii. No, jeśli nie liczyć milionów na jego koncie i idealnej klaty.
Boże, o czym ja myślę.
-Czemu nie jesz? Nawet nie spróbowałaś- Powiedział z wyrzutem w  głosie.
-Przepraszam, już próbuję- Powiedziałam zawstydzona i uniosłam łyżeczkę do ust.
To były najwspanialsze lody jakie kiedykolwiek jadłam. Nie zdążyłam jednak o tym powiedzieć Malfoy'owi, bo nagle usłyszałam za sobą wrzask.
-Hermiona!- Krzyknął Ron i rozwścieczony ruszył w moją stronę.
-Oj- Szepnęłam zawstydzona jego zachowaniem.
-Szukałem cię cały dzień, a ty spędzałaś czas z tym... tym...
-Mów mi "panicz Malfoy"- Powiedział rozbawiony Malfoy, a ja zaczerwieniłam się po koniuszki włosów.
-Z tym potworem!- Dokończył Ron, nie zwracając uwagi na przerywnik Malfoy'a.
-Wszystko ci wytłumaczę...- Zaczęłam błagalnym tonem- Tylko przestań się drzeć.
-A co ty niby masz mu tłumaczyć? On nie jest twoim ojcem, aby mówić ci co masz robić.
-Tak się składa, że jestem jej narzeczonym i mam prawo wiedzieć co robi moja przyszła żona- Syknął Ron. Oczy Malfoy'a zaszły mgłą.
-W takim razie przepraszam- Podniósł się i spojrzał nieprzeniknionym wzrokiem na mnie- Trzymaj się. Do zobaczenia w szkole.
Patrzyłam jak odchodził, zastanawiając się co go tak wybiło z rytmu. Wściekłość Rona czy fakt że jest on moim narzeczonym?
Pomyślałam, że chyba nigdy się nie dowiem. 
-Chodźmy do Dziurawego Kotła- Przerwałam Ronowi w pół zdania.