wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział IV "Współpraca z Czystokrwistymi"

Jejciu, przepraszam was najmocniej :) nawet nie zauważyłam kiedy nabiło mi 4000 wyświetleń ;) dziękuje wam bardzo za uwagę i mam nadzieję, że mój blog nadal będzie was interesował ;)

Ten rozdział dedykuję wszystkim moim czytelnikom :) cieszę się, że wam się podoba moja wersja Dramione :)

-Dzień dobry, kwiatuszku- Usłyszałam gdzieś nad swoim uchem i momentalnie otworzyłam oczy.

-Nie, to nie tak jak myślisz- Szepnęłam zaspana. Ron zaśmiał się cichutko.

-No dobrze, dobrze, kochanie. Na szafce nocnej położyłem ci śniadanie. Smacznego- Pocałował mnie w czółko i roześmiał się wesoło, po czym zostawił mnie samą w pokoju. A raczej prawie samą.

-Pewnie masz nadzieję, że to przespałem- Odezwał się Zabini i otworzył oczy.

-Nawet się nie mam sił tłumaczyć. Myśl co chcesz, mów co chcesz i to komu chcesz. Moje życie chyba przestało mieć sens- Mruknęłam i zakryłam się kołdrą. 

-Wiem, co sobie myślisz. że nikt cię teraz nie zrozumie, że zostałaś sama, że śmierć to jedyne wybawienie. Ale nie masz racji...

-Od kiedy bawisz się w psychologa, Blaise?- Spytałam.

-Nie przerywaj mi- Poprosił- Jest jedna osoba, która przeszła to samo co ty. To znaczy pewnie dużo osób miało podobnie, ale jedna z nich siedzi z tobą w tym pokoju.

-O czym ty mówisz?- Zdziwiłam się i wyjrzałam zza kołdry.

-To pewnie zabrzmi dziwnie, ale kiedyś miałem taki okres w życiu, w którym myślałem, że naprawdę mam wszystko. Miałem piękną dziewczynę, którą bardzo kochałem, niewielki dom, do którego miałem wprowadzić się zaraz po szkole i wszystkie inne nieważne rzeczy, które sprawiają, że życie jest łatwiejsze i przyjemniejsze. Kłopot w tym, że te wszystkie nieważne rzeczy wznosiłem ponad to co powinienem był. Zacząłem gnać jak głupi za pieniędzmi, których i tak przecież miałem w brut i zapomniałem o mojej kobiecie, o miłości, którą mnie obdarzyła. To był największy błąd w moim nic nie wartym życiu. Odeszła ode mnie, zostawiając tylko list i ogromną dziurę w sercu. Ale najważniejsze jest to, że potrafiłem się podnieść. Choć dzień w dzień śni mi się jej twarz i ogromna czeluść w miejscu gdzie powinno być me serce daje o sobie znać, muszę żyć dalej.

-Ale czemu?- Spytałam- Nie rozumiem twojej decyzji. Śmierć byłaby o wiele prostsza. 

- Po tym wydarzeniu po prostu zrozumiałem, że nie należy gnać za prostszymi rozwiązaniami. Przyszłość, choćby nie wiem jak trudna przyniesie za sobą wiele radości.

-Wierzę ci. O dziwo ci wierzę.

-Jeśli braknie ci sił na tą walkę, to ja ci pomogę przetrwać kolejne dni. Najpierw będą przepełnione monotonią i cierpieniem, ale po pewnym czasie spojrzysz na nie z innej perspektywy.

-Jesteś najlepszą rzeczą, która mogła mi się przytrafić w takim momencie.

Zaśmiał się.

-Zignoruję nazwanie mnie "rzeczą" i radzę ci zjeść to pyszne śniadanie przygotowane przez szanowną pani Weasley. Jest naprawdę warte skosztowania.

-Zjadłeś już?- Spytałam zdziwiona. Zaśmiał się po raz kolejny.

-George przyniósł mi jedzenie zanim zdążyliście wyrwać się z objęć Morfeusza. Interesujące, co ciekawość potrafi zrobić z człowiekiem.

-Pewnie chciał wiedzieć co się wydarzyło w leśnym domku- Zgadłam.

-Bingo! Chociaż on ujął to trochę inaczej. W środku nocy wparował do pokoju z tacą pełną pyszności i powiedział, że pewnie jestem bardzo głodny. Gdy wyraziłem swoje powątpiewanie co do głodu o takiej porze, prawie zalał się łzami i błagał bym mu powiedział, co nas tak poturbowało- Mrugnął do mnie okiem.

-To do niego całkiem podobne. I co mu odpowiedziałeś?- Spytałam z leciutkim uśmieszkiem na twarzy.

-Że podpadłem szanownej pannie Granger- Roześmiał się. Zawtórowałam mu.

-Domyślam się, że nie był tą odpowiedzią zadowolony.

-Dopytywał mnie tak długo, że aż zmuszony byłem przyrzec mu, że kiedyś mu to opowiem. A teraz wsuwaj to apetyczne żarełko, albo zrobię to za ciebie.

-Już dobrze, dobrze- Szepnęłam i wzięłam tackę do rąk. Zapach ciepłych grzanek i cynamonowej herbatki uświadomił mojemu żołądkowi, jak bardzo jest głodny. Zaczęłam pochłaniać jedzenie w zastraszającym tempie i nie obchodziło mnie to, że Zabini mógł uznać to za obleśne.

-Lubię, gdy kobiety mają tak duży apetyt- Wyznał i spojrzał na mnie z pewną dozą czułości. Poczułam dziwną więź z tym człowiekiem, którego niecały rok temu nazwałabym bez zastanowienia "wrogiem". Byłam pewna, że gdy Voldemort odrodził się na nowo, to on był jedną z pierwszych osób, które... Zaraz, zaraz.

Do głowy wpadł mi nowy pomysł.

-Co myślisz o tym, by spróbować wskrzesić Draco?- Spytałam.

*********************************************************************************

-Oszalałaś?- Wrzasnął Zabini- Skąd ci to w ogóle wpadło na myśl?

-Pomyślałam nagle o Voldemorcie, i stwierdziłam, że to nie tak zły pomyśl.

Zabini prychnął z wyraźną irytacją i powoli podniósł się z łóżka.

-Nie powinieneś wstawać teraz z łóżka...- Szepnęłam.

-To przestań tak mówić! Serio nie rozumiesz, że to niemożliwe?! Voldemort miał swoją duszę, zaklętą w SIEDEM różnych przedmiotów. TO umożliwiło mu powrót. Nie, nie, nie, on nigdy nie odszedł. On był ciągle wśród nas i to pomogło mu się odrodzić. Z tego co wiem, Draco nigdy nie stworzyłby nawet jednego tak bardzo złego...

-Dobrze, zrozumiałam- Przerwałam mu- Ale musi istnieć jakiś inny sposób by tego dokonać.

-Chcesz skazić swoją duszę na wieczne potępienie?

-Myślałam, że nie wierzysz w religie mugoli...

-Mniejsza z religią mugoli! tu chodzi o to, że dobrzy ludzie muszą zostać jakoś nagrodzeni, a źli- ukarani. We wszechświecie musi istnieć równowaga. A twój czyn zachwieje ją tak, że nie zdziwiłbym się gdybyś już nigdy, do końca świata, nie miała zaznać szczęścia.

-Nie rozumiesz, że ja mam swoje piekło, swoje cierpienie i swój brak szczęścia tutaj? Bez niego?

-Oczywiście, że to rozumiem!- Powiedział mocno już zdenerwowany, ale to nie zmienia faktu, że postąpisz źle. Draco nie chciałby tego...

-Skąd możesz wiedzieć, czego chciałby Draco?!- Byłam bliska płaczu. Czułam, że Zabini ma racje, ale żadna część mojej świadomości nie chciała tego zrozumieć- Myślisz, że chciałby abym cierpiała tu przez niego? Że chciałby mnie pozostawić samą sobie?!

-Nie zdziwiłbym się wcale. Draco nie był osobą, która ważyła na losy innych. Jeśli stanęłabyś mu na przeszkodzie w jakimkolwiek celu bez mrugnięcia okiem zabiłby cię!

-Kłamiesz!- Krzyknęłam i wybiegłam z pokoju. Zanim trzasnęłam drzwiami usłyszałam ciche "masz przecież mnie..."

Nie poddam się. Będę walczyć do końca o tych, których kocham.

Draco, którego kocham ponad wszystko.

Ginny, którą kocham jak siostrę.

Molly, którą kocham jak matkę.

Wszystkich chłopców Weasley, którzy są dla mnie jak bracia.

No i Zabiniego, który powoli staje się dla mnie kimś, bez kogo życie będzie szare i niebezpieczne.

Wiem, że chcą dla mnie dobrze, ale nie potrafię zaprzestać. Sprowadzę ukochanego, choćbym miała zapłacić za to duszą.

Merry Xmas, everyone. Uznałam, że dziś nie będę zabierać wam dużo czasu, bo wiem, że święta to w końcu święta ;) Kocham was all, i życzę wam najpiękniejszych świąt bożegonarodzenia jakie kiedykolwiek przeżywaliście <3


*********************************************************************************

Usiadłam wygodnie w szkarłatnym fotelu i upiłam łyk gorącej kawy. Powoli przeglądałam kolejne kartki starej księgi, zatrzymując się na co ciekawszych fragmentach.

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?- Spytała Narcyza siadając naprzeciw mnie. Swoją drogą, ciekawe było to, jak bardzo zmieniło się jej podejście do mnie gdy dowiedziała się o moim romansie z Draco. Nie byłam już, tak jak kiedyś, nędzną szlamą z przedmieść Londynu, a stałam się młodą panną, na tyle wyjątkową, że panicz Malfoy zwrócił na mnie uwagę. Mało tego, oddał za mnie swoje życie.

Czułam się wtedy jak Harry ochraniany mocą poświęcenia jego matki. Chociaż, gdy dłużej się nad tym zastanawiałam, byłam coraz bardziej pewna, że chroniła go bardziej krew Voldemorta płynąca w jego żyłach niżli moc matczynej miłości. Ale kimże byłam, by podważać słowa wielkiego Dumbledore'a? 

Wracając do poprzedniego tematu, byłam niemało zdziwiona podejściem Narcyzy do mnie. Pomyśleć, że naprawdę zaczynała się o mnie martwić!

-To jedyne co mogę zrobić- Odpowiedziałam z pełnym przekonaniem.

-Nie prawda- Powiedziała delikatnie- Możesz wrócić do Hogwartu, dokończyć naukę, a gdy przyjdzie czas, jeszcze raz się nad tym zastanowić.

W pewnym sensie miała rację. Wystarczy tylko spojrzeć na Dumbledore'a, który całkowicie zatracił się w wspomnieniach o Ariannie. Szybko jednak odsunęłam od siebie tą myśl.

-Jestem bardziej niż pewna tego co robię- Powiedziałam hardo.

-Zuch dziewczyna!- Usłyszałam czyjś niezwykle piskliwy głosik- Gdybyś nie pochodziła od mugoli, byłabym pewna, że jesteś moją córką!

-Bellatrix- Zwróciła się do niej Narcyza- To nie ma sensu. Nie nakręcaj jej jeszcze bardziej.

-Ja tam bym chętnie zobaczyła siostrzeńca z powrotem- Powiedziała bezczelnie Bellatrix, spoglądając głęboko w oczy siostrze.

-Dobrze wiesz, że ja też pragnę go znów zobaczyć!- Krzyknęła rozpaczliwie Narcyza i złapała ją za ramiona- Nawet sobie nie wyobrażasz, co może poczuć matka, gdy zginie jej dziecko!

Bellatrix mimowolnie się skrzywiła.

-Wyobraź sobie, że wiem- Odpowiedziała chłodno. Oczy Narcyzy momentalnie rozszerzyły się i pojawiła się w nich panika.

-Wybacz mi, ja...

-Oddałabym wszystko by znów zobaczyć moje maleństwo. A ty masz taką szansę i z niej nie korzystasz.

-Przepraszam bardzo, że się wtrącam- Szepnęłam cicho. Oczy sióstr od razu skierowały się w moją stronę- Ale uważam, że to moja decyzja co postanowię. Wy możecie mi najwyżej pomóc, lub próbować przeszkodzić. Wybór w tej kwestii zostawiam wam.

Podniosłam się z fotela i chwyciłam w dłonie opasłą księgę.

-Zastanówcie się dobrze, ja tym czasem muszę z lekka ochłonąć- Dodałam i wyszłam z komnaty. Ruszyłam w stronę wielkiej fontanny, gdy nagle ktoś zastąpił mi drogę.

-Zabini? Co ty tu robisz?- Spytałam zdziwiona.

-Wieczór taki piękny, więc przyszedłem się przejść.

-Do rezydencji Malfoy'ów?- Spytałam sceptycznie.

-Tymczasowo tu mieszkam. Wiesz, gdy zniknęłaś, Ron prawie postradał zmysły. Nie miałem siły słuchać jego wyżaleń, więc powiedziałem, że cię znajdę...

-Chcesz mnie tam znów zaprowadzić?- Spytałam z niedowierzaniem.

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nie pamiętam bym powiedział, że jak cię znajdę, to sprowadzę cię tam. Mam zamiar narazie mieć cię na oku, a w razie czego, po prostu interweniować.

-Odważny jesteś. Myślisz, że możesz się ze mną równać w znajomości zaklęć...?

-Uważam, że mimo wszystko znam nieco więcej klątw niż ty. A jeśli spróbujesz mnie zamienić w jaszczurkę lub coś równie ohydnego, to i tak ci się nie uda.

-Czy ty zawsze musisz być taki przemądrzały?- Spytałam wściekła.

-Tak, chyba tak- Odpowiedział z łobuzerskim uśmieszkiem.

-Uhhh- Warknęłam i odwróciłam się do niego plecami.

-Nie złość się na mnie. Naprawdę rozumiem co czujesz, ale nie mogę pozwolić sobie na stratę i ciebie. Los zabrał mi już wszystko. Nie pozwólmy mu zabrać ciebie.

Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.

-Jesteś dla mnie jak młodsza siostrzyczka. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Nawet tobie samej.

Moje oczy zaszły mgłą a twarz powoli zaczęły oplatać łzy.

-Blaise, proszę- Wychrypiałam.

-Nie chcę znów zostać sam- Wyszeptał i delikatnie mnie przytulił- Obiecaj, że zostaniesz tu ze mną.

-To mi pomóż- Zasugerowałam. Nie widziałam jego twarzy, ale byłam pewna, że wykwitało na nim zdezorientowanie.

-Słucham?

-Pomóż mi z przywróceniem Draco do życia. Dzięki twojej pomocy będę dużo bezpieczniejsza.

Westchnął zrezygnowany.

-I nie mam szans ci tego wybić z główki?

-Nie.

-To ci pomogę. 

Odwróciłam się i mocno go przytuliłam.

-Dziękuję ci.

Zarumienił się nieznacznie i odchrząknął.

-Wyczytałaś już tam coś ciekawego?

-Znalazłam coś, co może się nam przydać. Przeczytaj to- Powiedziałam i podałam mu księgę, otwierając ją tam, gdzie ukryłam zakładkę.

-Lumos- Szepnął i na krańcu jego różdżki wykwitł słaby płomyk. Oświetlił nim kartkę w książce i zaczął uważnie czytać. Po chwili podniósł na mnie wzrok.

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?

-Nie mam innego wyboru.

-Dobrze, pomogę ci. Ale nie dlatego, że chcę byś to zrobiła, tylko dlatego, że sama wyrządziłabyś dużo większe szkody.

-Dziękuję za tą wiarę we mnie- Odpowiedziałam, ale uśmiechnęłam się szeroko i puściłam do niego oczko. Zabini pokiwał w zamyśleniu głową.

-Nie znam się na fazach księżyca, ale podejrzewam, że to dziś jest pełnia, o której mówi książka.

-Masz rację. Więc musimy to zrobić dzisiaj.

-Ty oszalałaś. Inaczej się tego nie da nazwać.

Pokręcił głową z niedowierzaniem i spojrzał na mnie poważnie.

-Każdego podejrzewałbym o papranie się taką magią, nawet Wybrańca, ale o tobie na pewno bym nie pomyślał. Kiedyś byłaś tak... normalna...

-Czasy się zmieniają, Blaise. Okoliczności wymagają tego ode mnie.

-Rozumiem. No więc- Oznajmił z fałszywym entuzjazmem- Bierzmy się do roboty.