poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział V "Urok"

Chciałabym zadedykować ten rozdział dwóm osobom: Arii i Erienie, które wytrzymują ze mną bez względu na wszystko

Nastała niewiarygodna wręcz cisza, miejscami poprzetykana nićmi pomniejszych dźwięków, których mój umysł zdawał się nie rejestrować. Dla lepszego skupienia przymknęłam powieki i skupiłam się na własnym oddechu. Wdech, wydech, wdech, wydech... pomyśleć jak szybko serce człowieka może się uspokoić, gdy otacza go ten delikatny i nad wymiar charakterystyczny zapach lawendy i białego bzu.

Otworzyłam oczy i starając się nie poruszać się więcej niż było to potrzebne, rozejrzałam się wokoło. Księżyc pozostawiał wtedy lekki niedosyt, ukazując moim oczom tylko to, co zechciał. Postanowiłam nie przypatrywać się dłużej detalom, ale otoczyć spojrzeniem tylko najbardziej ważne z elementów tego wszechświata.
Naprzeciw mnie stała marmurowa fontanna z białą boginką ubraną na wzór grecki. Jej pełen grozy zarys sprawił, że lekko drgnęłam i szybko odwróciłam wzrok. Kolejnym elementem rzucającym się w oczy był Blaise siedzący w odległości jakiś 5 metrów ode mnie. Nie widziałam go zbyt dokładnie ale byłam w stanie dokładnie sobie wyobrazić w jaki sposób marszczył czoło, ewidentnie zmartwiony tym, co wyprawiałam, a także jego pełne usta delikatnie podgryzane w geście desperacji. Uśmiechnęłam się leciutko pod nosem i pochyliłam głowę ku dołowi. 
Wzięłam ostatni głęboki wdech i zaczęłam powoli nucić słowa zaklęcia. Z początku szło mi z lekka opornie, bałam się śpiewać i było to słychać w moim przerażonym głosie. Gdy jednak mijały kolejne minuty otoczenie spokojnej natury pozwoliło mi odprężyć się i zamknąwszy oczy, zaczęłam śpiewać coraz śmielej. Mój głos roznosił się w coraz bardziej odległe zakamarki ogrodu, a ja pokonywałam ostatnie bariery w moim umyśle, mojej duszy.
Nagle wszystko ustało. Nie mam na myśli swojego śpiewu, ale wszystko co go otulało. Odgłosy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi, teraz aż zapłonęły w mojej duszy wyraźnym brakiem. Otworzyłam oczy i krzyknęłam.
A raczej krzyknęłabym, gdybym potrafiła wydobyć z siebie choć słowo.


Przede mną stał Draco. Nie wyglądał jak mój Draco, ten z przed paru dni, ani ten z czasów szkoły. To był całkiem inny Draco.
Nie zdziwiłabym się nawet wtedy, gdyby nad jego głową lśniła złocista aureola.
Ale takie rzeczy są tylko wymysłem przerażonych ludzi, rozpowiadających o cudach niebieskich, a po cichu lękających się końca.
Mężczyzna stojący przede mną był bez najmniejszej skazy. Jego twarz była idealnie blada, usta idealnie skrojone a oczy... patrzyły na mnie z nieskończoną czułością. Jego idealne ciało, skryte było pod nieskazitelnie białą szatą, a nogi miał bose. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, jakim cudem mogę patrzyć na jego stopy, gdy był tak blisko mnie.
Wcześniej, gdy wyobrażałam sobie ten moment, byłam pewna, że od razu rzucę się mu do szyi, wyściskam go i złapię za rękę. I nic nas nigdy nie rozdzieli.
Ale teraz oprócz miłości wciąż kwitnącej w moim niewielkim serduszku i instynktownego zaufania do tej idealnej postaci, czułam także niepokój. Gdzie był mój Draco? Gdzie był delikatny figlarny uśmieszek? Blask w błękitnych oczach? Maleńka zmarszczka pojawiająca się koło oka, gdy się czymś martwił lub radował? Gdzie były te wszystkie cechy, które sprawiały że Draco był bardziej "mój"?
-Wiedziałem że przyjdziesz. Czekałem na ciebie- Powiedział mężczyzna a ja poczułam delikatne ukucie w klatce piersiowej. Głos również nie pasował mi do obrazu "mojego Dracona". Owszem był cudowny, piękniejszy od wszystkiego, co w życiu słyszałam, ale mimo to napawał mnie jakimś niezrozumiałym lękiem.
-Czego się lękasz?- Spytał i podał mi dłoń, która delikatnie skrzyła się złotą poświatą. Ujęłam ją niepewnie, nadal nie mając tyle wewnętrznej siły by spojrzeć mu w oczy.
-Spójrz na mnie- Poprosił, jak gdyby  potrafił czytać mi w myślach.
Uniosłam delikatnie spojrzenie na jego przystojną twarz i zdusiłam pragnienie by od razu je cofnąć.
Przecież po niego tu przyszłam. Nie mogłam teraz ukazać lęku, gdy byłam tak blisko osiągnięcia celu.
-Powiedz coś, proszę- Spojrzał prosto w moje oczy swoimi niesamowicie błękitnymi oczyma i coś we mnie pękło. Rozpłakałam się i wtuliłam się w jego ramiona.
-Wróć ze mną- Poprosiłam cicho i opuściłam wzrok. Bałam się, że odmówi, że powie, że ma nowe obowiązki, że nie może opuścić tego miejsca.
-Dobrze- Odpowiedział. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Wywołałam tym u niego pełen czułości uśmiech, który sprawił, że po moim sercu rozlało się niesamowite ciepło.
-Naprawdę?- Spytałam.
-Naprawdę- Odpowiedział- ale jest jeden warunek.
-Tak?- Byłam gotowa zgodzić się na wszystko, byleby mieć go z powrotem.
-Musimy opuścić świat magii- Powiedział cicho.
-Słucham?!


Obudził mnie lekki powiew zimnego wiatru.
-Och proszę cię. Już 10.00 a ty nadal leżysz w łóżku- Roześmiał się mężczyzna mojego życia i podniósł mnie z łóżka.
-Już nawet chwili nie mogę pospać?- Warknęłam, ale w głębi serca się cieszyłam.
Cieszyłam się z każdego dnia, który spędziłam z nim, a to uczucie nigdy nie gasło, a zaryzykowałabym stwierdzenie, że z dnia na dzień coraz bardziej   wzrastało.
-Obowiązki wzywają, proszę pani- Powiedział głosem naprzykrzającego się nauczycielom nastolatka.
-Przecież wiem. Eh, pomyślał by kto, że praca w domu równa się ze spaniem do południa. A ja o niczym innym już nie mogę myśleć, tylko terminy i terminy...- Westchnęłam. Draco ostrożnie odstawił mnie na ziemię i podał mi talerz pełen naleśników. Mój nos od razu zarejestrował słodki zapach syropu klonowego, a w moim brzuchu głośno zaburczało.
-Czuję się, jakbym nie jadła przynajmniej od tygodnia- Pożaliłam się.
-Ty zawsze się tak czujesz- Wytknął mi ukochany i zajął się przygotowywaniem porcji dla siebie.
Gdy już pochłonęłam znaczną część tego, co miałam na talerzu, spojrzałam na Dracona. Wyglądał seksownie, jak zwykle. Ślinka napłynęła mi do ust, gdy patrzyłam, jak spodnie od dresu delikatnie wiszą na kości biodrowej...
-Nie patrz tak na mnie, bo zaraz poczuję się zagrożony- Powiedział z szerokim uśmiechem Draco i usiadł naprzeciw mnie.
-Czemu?- Spytałam z lekka zszokowana.
-Wiesz, muszę ubrać się w garnitur i pójść do pracy, a moja partnerka wygląda tak, jak gdyby chciała mnie zaciągnąć do sypialni.
-Szczerze mówiąc, nie miałabym nic przeciwko- Uśmiechnęłam się i pokazałam mu język.
Chwilę jedliśmy w milczeniu, tzn on jadł, a ja pochłaniałam. Ale mu to najwyraźniej wcale nie przeszkadzało.
-Jesteś piękna- Powiedział i gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam że patrzy na mnie wzrokiem pełnym miłości.
-Przecież wiem- Wyszczerzyłam zęby w końskim uśmiechu i zrobiłam zeza. Roześmiał się i ujął moją twarz we dłonie.
-Nawet teraz.


-Pospiesz się, zaraz się spóźnisz- Powiedziałam i patrzyłam, jak w pośpiechu zgrania wszystkie papiery ze stolika i wrzuca je do czarnej torby.
-Jakbym nie wiedział, kochanie- Wyszeptał w pośpiechu i pocałował mnie w czoło, po czym wybiegł z domu w podskokach.
-Miłego dnia!- Krzyknęłam.
-Miłego dnia- Usłyszałam cichą odpowiedź. Zamknęłam dokładnie drzwi i zasłoniłam firanki w oknach. To był taki mój rytuał, przed rozpoczęciem pracy. Dzięki temu czułam się bezpieczniej.
Usiadłam do komputera i podciągnęłam koc pod samą szyję.
-I cóż ja mam z tobą zrobić- Szepnęłam cicho, gdy otworzyła się moja najnowsza książka nad którą właśnie pracowałam.
Właśnie zabrałam się do pisania, gdy zauważyłam, że na telefonie miga małe czerwone światełko, sygnalizujące, że mam nową wiadomość na poczcie głosowej. Niechętnie wstałam i nacisnęłam mały guziczek na wysokości moich oczu.
"Cześć, Miona, tu Johnny, mam dla ciebie coś naprawdę dobrego. Oddzwoń, gdy to odsłuchasz".
Westchnęłam. Czyżby znów skrócił  mi termin? Nie mogłam jednak udawać w nieskończoność, że jestem gdzieś na końcu świata, gdzie nie ma zasięgu, nie ma Johnny'ego, ani całego wydawnictwa.
-Cześć Johnny, tu Miona. Czego ode mnie chcesz?-Spytałam w słuchawkę. Od razu odpowiedział mi niski, męski głos, należący do faceta, którego Draco szczerze nienawidził. 
-Mam dla ciebie coś zupełnie ekstra! Normalnie nie uwierzysz!
-O co chodzi?- Spytałam, nadal pełna rezerwy.
-Mamy wspaniałą propozycję! Dziesięć milionów za książkę! Napisanie ci jej zajmie najwyżej pięć miesięcy, a zarobisz około...
-Przystopuj na chwilę. Wyjaśnij mi to wszystko powoli i spokojnie.
-No więc- Powiedział Johnny przeciągając odpowiednio sylaby- Zadzwoniła do nas małżonka premiera Wielkiej Brytanii i poprosiła, byś to ty napisała książkę o jej małżonku. Poczekaj, może cię to zainteresuje. Ta kobieta nazywa się...
-Lavender Weasley. Tak, wiem. Każdy zna premiera i jego żonę.
-Ale ona podobno zna cię osobiście.
-Oddzwonię.

Nie mogłam przyjąć tego zlecenia bo złamałabym przyrzeczenie dane Draconowi. Ale nie mogłam odmówić swojemu szefowi. Byłam pewna, że nikt inny nie wydawałby moich książek, które tygodniami zalegały w jakiś najgorszych kątach księgarni i których nikt tak naprawdę nie kupował. Byłam w kropce. musiałam poczekać na Dracona i z nim na ten temat porozmawiać. 


Gdy Draco wrócił do domu było już zdrowo po 20.00.
-Coś się stało?- Spytał, gdy tylko wszedł do mieszkania i zobaczył moją minę.
-Musimy porozmawiać- Powiedziałam i odwróciłam się w jego stronę. Ku mojemu zdziwieniu Draco zaczerwienił się i zaczął coś pojękiwać.
-Słucham?- Spytałam z paniką w sercu.
-To naprawdę nic dla mnie nie znaczyło... Taki przelotny romans... Zwolnię ją natychmiast, obiecuję! Proszę, nie zostawiaj mnie...- Wyjąkał z trudem i padł u moich stóp.
-Ale o czym ty mówisz?!- Spytałam wkładając w słowa tyle jadu ile byłam w stanie. Draco o mało nie zemdlał. 
-Jak to...? To o co ci chodziło?- Spytał z przerażoną miną.
-Już o nic. Nie martw się tym. Wybaczam ci- Powiedziałam, choć nie miało to żadnego związku z prawdą. Postanowiłam spakować manatki i najbliższym samolotem polecieć do Londynu.
Gdy Draco usnął, zsunęłam się z łóżka i wyjęłam wielką torbę, do której wcześniej wpakowałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Nie chciałam o niczym myśleć. Chciałam tylko skończyć to wszystko, zapalić papierosa i być już daleko stąd. 
-Hermiona?- Mruknął cicho Draco przez sen.
-Jestem w łazience, zaraz wracam- Odpowiedziałam i wstrzymałam oddech. Po chwili wszystkie pokoje znów wypełniło słodkie chrapanie Dracona, które ścisnęło mi serce. W napływie natchnienia złapałam za kartkę i nabazgrałam na niej parę słów dla niego. Napisałam, że nie potrafię i nigdy nie będę potrafiła mu wybaczyć i że ma mnie nie szukać, bo gdy się obudzi, będę już daleko poza naszym małym światem.


-Zwariowałaś kobieto?- Usłyszałam zaspany głos Johnny'ego w słuchawce- o której ty do mnie dzwonisz?
-Zawieź mnie na lotnisko.
-Nie obchodzi mnie gdzie się wybierasz, ale -na Boga- daj mi się po ludzku wyspać.
-Postanowiłam, że przyjmę twoją propozycję. Lecę do Londynu. 
Usłyszałam cichy krzyk zdziwienia i Johnny natychmiast otrzeźwiał.
-Już po ciebie jadę. Gdzie teraz jesteś?
-Na Mongolia Street 12. Czekam- Powiedziałam i rozłączyłam się. Byłam pewna, że przyjedzie. I nie pomyliłam się.
W dziesięć minut po moim telefonie koło mnie stanął najbardziej błyszczący mercedes jakiego w życiu widziałam.
-Serio?- Spytałam- przefarbowałeś to srebrne cudo na zielono?
-Nie narzekaj tylko wsiadaj- Odburknął w odpowiedzi- Nie dość, że zrywa mnie o tej porze z łóżka, to jeszcze marudzi na temat mojego samochodu.
Wspominałam już, że mój szef jest nieco ekscentryczny?
-Czemu zdecydowałaś się przyjąć tą propozycję?- Spytał, gdy wsiadłam już do samochodu.
-Potrzebuję pieniędzy- Odpowiedziałam, co było w pewnym stopniu zgodne z prawdą. Moje książki nie zarabiały dużo, a pieniądze z których żyliśmy, w całości pochodziły z pracy Dracona. Coś ukuło mnie w sercu gdy pomyślałam o nim, więc natychmiast przestałam. Zero myślenia o Draconie. To zamknięty rozdział w jednej z moich beznadziejnych książek.
-Rozumiem- Powiedział i zamyślił się- Wszystko tam już jest załatwione. Wiesz, gdybyś się nie zgodziła, znalazłbym kogoś innego na to miejsce.
-Powiedz mi lepiej co jest załatwione, zamiast mnie wkurzać.
Spojrzał na moją twarz i chyba stwierdził, że lepiej ze mną nie zadzierać. Szybko wyjął kartkę z kieszeni kurtki i podał mi ją. "Wild Roses, Garden Street, 67".
-Jakże różowo- Skomentowałam.
-To hotel, w którym się zatrzymasz. Wszystko jest już opłacone. Nie kręć nosem, to jeden z najlepszych hoteli w jakich kiedykolwiek byłem, więc sam z serca mogę ci go polecić.
-Dzięki
-Bilety masz tutaj- Podał mi małą kopertę.Spojrzałam na niego zdziwiona.
-W sensie nie rozgryzłem do końca jak to działa, ale to takie bilety bez dat i godzin. Możesz lecieć kiedy chcesz, a płacisz tyle co za normalny.
-Jeszcze raz ci dziękuję.
Uśmiechnął się.
-Zawsze do usług- Mrugnął do mnie i pomógł mi wnieść bagaż na lotnisko.
-Naprawdę, nie wiem co ja bym bez ciebie zrobiła.