sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział II "Leśny domek"

Tą notkę dedykuję Kate (Arię), która zainspirowała mnie do stworzenia historii  Dramione. Siedzenie i słuchanie jej faz 24/7 każdego może zniszczyć xD

Szłam lekko wkurzona. Nie potrafiłam się opanować. Zgadzałam się z Malfoy'em że Ron nie ma nic do powiedzenia w sprawie tego z kim wychodzę na spacer. Ciekawa jestem czy gdybym wyszła z Pansy też by się na mnie wściekł.
"Nie, gąsko. On jest zazdrosny" Odezwała się moja podświadomość.
"To nie znaczy, że ma prawo mnie ograniczać" Warknęłam w odpowiedzi.
-Poczekaj- Zażądał Ron.
-Czego chcesz?- Spytałam agresywnie i odwróciłam się w jego stronę.
-Porozmawiać- Szepnął niemal błagalnym głosem. To jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło i szarpnęłam drzwiami zatrzaskując je.
-Więc rozmawiajmy.
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
-Chcę wiedzieć co robiłaś cały dzień z tym idiotą- Powiedział.
-Po pierwsze: on nie jest idiotą. Zmienił się na lepsze...
Nie dał mi dokończyć.
-I co? To znaczy, że masz mu od razu wbiec w ramiona i się z nim obściskiwać?
-JESTEŚ CHORY! Czy ja się z nim obściskiwałam? Nie, siedziałam z nim tylko przy jednym stole. I ROZMAWIALIŚMY. Nic więcej. Wiesz, co to jest rozmowa? To moment w którym ludzie przekazują sobie nawzajem werbalne sygnały nie wsadzając sobie przy okazji języka do gardła. CZYLI coś czego nigdy nie zaznałeś z Lavender. Capitche?
Mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi i zamknął drzwi łazienki.
-I znowu uciekasz, tchórzu! Nie można nawet z tobą normalnie podyskutować!
-Odwal się- Krzyknął zza drzwi. Parsknęłam z irytacją.
-Zgodnie z życzeniem, milordzie.
Wyszłam z naszego pokoju cała nabuzowana. Co racjonalnego mogłam zrobić w takiej sytuacji? Nic nie przychodziło mi do głowy.
Zeszłam na dół, do baru i zamówiłam jedną Ognistą, czyli coś, co powinno ukoić moje rozedrgane nerwy.
-No, no, no, kogo ja tu widzę.
-Neville?- Odwróciłam się w stronę młodego mężczyzny, który usiadł koło mnie. Neville był jedną z tych osób, które z brzydkiego kaczątka w rekordowym czasie zmieniają się w pięknego łabędzia. W jego przypadku- w przystojnego młodzieńca. Gdy po raz pierwszy go zobaczyłam byłam pewna, że nigdy go nie polubię. Był zaprzeczeniem wszystkich wartości które wyznawałam. Niezgrabny, niezorganizowany, zapominalski mazgaj który ciągle coś gubił. Teraz natomiast jego wady zmieniły się w zalety. To, że potrafił śmiać się z siebie tylko potęgowało to, że wszyscy go lubili. Jego niezorganizowanie było teraz objawem jego swobody w patrzeniu na świat i nieprzejmowaniem się głupotami. Kogoś takiego teraz mi było trzeba.  
-Tak, to ja- Uśmiechnął się uśmiechem, który nie objął jego pełnych troski oczu.
Westchnęłam głośno. Niepokoiło mnie to, że każdy teraz się o mnie martwił.
-Nic mi nie jest- Odpowiedziałam na jego niewypowiedziane na głos pytanie.
-Przecież mnie nie oszukasz. Co wieczór siadasz tutaj samiuteńka jak palec z miną pełną smutku lub wściekłości i popijasz rekordowe ilości Ognistej. Coś jest ewidentnie nie tak- Zakończył rzucając w moją stronę pełne podejrzenia spojrzenie.
-Serio nic mi nie jest. Stresuje się po prostu wszystkim. Moim przyszłym małżeństwem przede wszystkim- Wyznałam.
-Nie ma pośpiechu- Uśmiechnął się nieco bardziej szczerze- Jeśli nie jesteś pewna to nie musisz za niego wychodzić.
-Nie jestem pewna czy w następnym roku będą optymalne warunki do uprawy roślin. Co do mojego małżeństwa jestem w 100% pewna...
-Ach, to inna...
-Że to zły pomysł.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Że to małżeństwo to zły pomysł- Wyznałam i spuściłam oczy na swoje splecione ręce.
-Ja...Ja nie wiem co mam na to powiedzieć. Jeszcze jedną Ognistą, poproszę!- Krzyknął w stronę barmana.
-To pomoże mi zebrać myśli- Wyjaśnił.
"No ładnie, jeszcze innych sprowadzasz na złą drogę" Powiedziała moja podświadomość, a ja musiałam przyznać jej rację.
-W sumie nie ma tu nic do mówienia- Powiedziałam załamana- Dobrze wiem, że nie powinnam z nim być i go tak okłamywać. Ale nie potrafię żyć inaczej. Nie zrozum mnie źle- kocham go, ale nie tak jak się kocha miłość swojego życia, ale raczej tak, jak się kocha młodszego, nieznośnego brata. 
-Nie wyobrażam sobie nocy poślubnej z własnym bratem- Odparł Neville, a ja zaczęłam się lekko uśmiechać.
-No właśnie- Potwierdziłam- To co najmniej obrzydliwe.
Zaczął się śmiać. Po chwili dołączyłam do niego. Czułam się przy nim bardzo naturalnie. Byłam wolna, wesoła i szybko zapominałam o wszystkich problemach.
-No, no, no. Najpierw Malfoy, teraz Longbottom... Komu następnemu będziesz rzucała się do szyi, Granger? Komu następnemu odbijesz narzeczonego?- Usłyszałam najbardziej znienawidzony głos w całym moim życiu.
-Co ty do mnie masz, Pansy? Co ja ci takiego zrobiłam?- Spytałam nie odwracając się nawet do niej.
-Podrywasz każdego zajętego faceta w tym barze. Najpierw Astoria musiała patrzeć jak kleisz się do jej mężczyzny, teraz Abott patrzy na was z podejrzliwością.
-Co ty w ogóle mówisz?- Odwróciłam się w jej stronę.Wskazała mi drugą stronę knajpy, gdzie siedziała sama Hanna i rzeczywiście przyglądała się nam dziwnym wzrokiem.
-Hanna!- Krzyknęłam i pomachałam do niej. Większość ludzi w barze odwróciło się w moją stronę. Neville zrozumiał, że poprzez zaproszenie Hanny do naszego małego kręgu chcę pozbawić ją wszelkich wątpliwości.
-Kochanie! Chodź do nas!- Zawołał. Na twarz Hanny wstąpił delikatny rumieniec i podeszła do nas.
Pansy, wściekła, zostawiła nas w spokoju wracając do swoich fałszywych blond przyjaciółeczek.
-Co się stało?- Spytała Hanna podchodząc do nas.
-Dosiądź się do nas, po co masz sama siedzieć?- Spytałam, a Hanna uśmiechnęła się niewyraźnie.
Neville wstał i pocałował ją w policzek. 
-Proszę, dosiądź się do nas- Szepnął miękkim głosem, który tak bardzo przypomniał mi Malfoy'a, że musiałam odwrócić wzrok.
-No okey, nie widzę problemu- Uśmiechnęła się szerzej i usiadła między nami.
-Gdzie jest Ron?- Spytała, a ja zrozumiałam, że to był jeden z powodów dlaczego była zazdrosna. Gdyby Ron był z nami nie musiałaby się bać, że będę podrywać jej narzeczonego przy moim. 
-Nie chce mnie widzieć- Odpowiedziałam, a po moim policzku potoczyła się samotna łza. Zobaczyłam, że to ją ostatecznie przekonało, że nie miałam złych zamiarów względem Nevilla. Poderwała się i przytuliła mnie do siebie.
-Biedactwo- Szepnęła- Pewnie nie mówił tego poważnie.
-Mówił, boję się że rzeczywiście tak myśli. Naprawdę przesadziłam- Powiedziałam, a w myślach dokończyłam "On też naprawdę przesadził".
-A co się dokładnie stało?- Spytała i usiadła na swoim miejscu.
-Zezłościł się na mnie, że poszłam na spacer z Malfoy'em.
-Szczerze mówiąc, mnie też to trochę zdziwiło. Przecież ty go nienawidzisz- Wtrąciła Hanna.
-Po wojnie to się zmieniło. On chce się naprawić, a ja nie mogę nie dać mu szansy. Ten chłopak jest naprawdę zniszczony przez życie.
-I przy okazji bardzo hojnie obdarowany przez naturę. Jest bardzo przystojny, nie pomyślałaś że Ron jest zwyczajnie zazdrosny?
-Nawet jeśli jest, to mam przestać się z nim kolegować?- Spytałam z niedowierzaniem.
-Wykluczone. Po prostu musisz jakoś pozbawić plotki jadu . Zaproś go na spacer z tobą i z Malfoy'em, albo coś w tym stylu, i pokaż, że na Malfoy'u ci w ogóle nie zależy. To powinno pomóc- Uśmiechnęła się.
-Żartujesz. Przecież oni się pozabijają- Powiedział Neville, a ja się roześmiałam. Hanna uśmiechnęła się lekko .
-Zaraz, zaraz. To znaczy, że ty zaprosiłaś mnie na spacer z tamtym szatynem bo myślałaś że jestem zazdrosny?- Spytał Neville.
Hanna odchrząknęła. Ja zaczęłam się śmiać.
-Dobra, nie przeszkadzam wam, gołąbeczki. Idę pooddychać świeżym powietrzem.
Wyszłam z baru zostawiając ich samych i spojrzałam w stronę zapalonych latarni. Wyglądały bardzo klimatycznie, a do tego zapewniały mi pewny rodzaj bezpieczeństwa. Mimo, że czasy Voldemorta już przeminęły, nadal czułam się niepewnie w ciemnościach.
-Hermiona!
Z każdej osoby na świecie to On akurat musiał zauważyć mnie na tej opuszczonej uliczce. Przyspieszyłam kroku.
-Hermiona!
Ja to mam pecha do ślizgonów.
-Czego?- Odwróciłam się tak gwałtownie, że o mało na mnie nie wpadł- Czego chcesz, Zabini?
-Chcę porozmawiać- Powiedział.
-Dobrze, porozmawiajmy. O czym chcesz porozmawiać?
-O Smoku- Odpowiedział i spojrzał na mnie z dozą niechęci- Nie wiem co mu zrobiłaś, ale po powrocie z waszego spaceru nie chce się w ogóle do nikogo odzywać.
-To skąd wiesz, że byliśmy na spacerze?- Spytałam, nie do końca rozumiejąc.
-Dużo osób was widziało.
-Przepraszam cię, ale naprawdę nie mam ochoty na kłótnie teraz. Dopiero otrząsnęłam się z poprzedniej.
-Pewnie z Ronem się kłóciłaś, co?
-Skąd ty to wszystko wiesz?- Teraz przeraziłam się nie na żarty. Roześmiał się leciutko, jak aksamitny letni wietrzyk.
-Mam swoje źródła- Uśmiechnął się bezczelnie.
-No tak, kłóciłam się z Ronem, moim narzeczonym, jako że...
Zabini zrobił wielkie oczy.
-On jest twoim narzeczonym?!
-No jak widać twoje źródła zawodzą, skoro nie wiesz tak podstawowych informacji?- Uśmiechnęłam się przebiegle. Nie podłapał żartu.
-No to wszystko jest jasne!
Teraz to ja nie zrozumiałam.
-Malfoy jest załamany- Odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie- Bo dziewczyna za którą szaleje jest już związana z innym!
-Wytłumacz mi- Poprosiłam.
-Od paru dni o niczym innym nie mówił jak tylko o tym, że chce cię zaprosić na spacer. Szczerze mówiąc odradzałem mu to, bo niezbyt ciebie lubię...
-Chociaż jesteś szczery- Uśmiechnęłam się.
Odpowiedział uśmiechem i podjął wcześniejszy temat.
 - Jak już mówiłem, odradzałem mu to. Ale on był nieugięty. Chciał zaprosić cię na spacer jutro, ale sprawy potoczyły się trochę inaczej i dziś się z tobą spotkał. Musiałaś mu powiedzieć, że się zaręczyłaś, bo tylko to mogło go tak zryć.
-Nie rozumiem.
-Podobasz mu się od dłuższego czasu. Obiecałem mu, że nikomu tego nie powiem, ale teraz wymaga tego sytuacja. 
-Czego ode mnie chcesz? Dlaczego mi o tym mówisz?
-Chcę byś poszła do niego ze mną i go jakoś omotała, aby przestał się zachowywać jak zakochana nastolatka, która nie może żyć bez swojej "miłości".
-Więc nie wierzysz w to, że się zakochał?
-Sądzę, że to sobie ubzdurał, dlatego że może mieć każdą dziewczynę na świecie...oprócz ciebie. Więc łaknie cię jak chory lekarstwa, albo kolekcjoner rzadki rodzaj motyla. Ale tylko tyle. Nie ma w tym niczego z miłości.
-Skoro tak uważasz....- Powiedziałam i z mojego serca spadł wielki ciężar. Nie chciałam by Malfoy cierpiał. Wolałam cierpieć za niego, niż patrzeć jak on rozpada się na kawałki. Przeżywałam już taki stan i nie życzę tego nikomu.
Co ciekawe to właśnie on taki stan u mnie wywołał. Pamiętam to do dziś. Czułam się jakby słońce na zawsze już zaszło, a każda kolejna minuta była pasmem samych przykrości. Nie potrafiłam żyć, mało tego, ja w ogóle nie chciałam żyć. Moje serce powoli rozdzierało się na tysiące, jeśli nie miliony małych kawałeczków, które tonęły w rzece wylanych przeze mnie łez.
-Chodź ze mną do niego i spraw by był szczęśliwy. Zapłacę ci nawet za to- Zakończył z miną pełną cierpienia.
-Nie musisz mi płacić. Zrobię tyle ile w mojej mocy, ale niczego nie obiecuję.
-No dobrze, więc chodźmy.
Szliśmy w pełnej skrępowania ciszy. Czułam wiązki nieufności skierowane w moją stronę gdy szedł tak blisko mnie. Przeszliśmy kawałek uliczki po czym Zabini wyciągnął w moją stronę rękę. Domyśliłam się o co mu chodzi, i poczułam że kiełkuje we mnie niepewność. Mógł mnie przecież teleportować gdzie tylko chciał, i nikt nigdy by się o tym nie dowiedział. Kto by przecież podejrzewał że mam takiego pecha do ślizgonów? Westchnęłam ciężko i mu zaufałam. Podałam mu rękę i poczułam znajome szarpnięcie.
-Gdzie jesteśmy?- Spytałam. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam tylko mnóstwo zieleni. W moim sercu na nowo pojawił się strach. Wiedziałam przecież że Malfoy zatrzymał się gdzieś na Pokątnej.
-Cierpliwości- Mruknął Zabini i zaprowadził mnie do niewielkiego domu w głębi lasu. Wiedząc co potrafi parę prostych zaklęć wiedziałam że to tylko złudzenie. Dom mógł być tak naprawdę ogromny a parę słów wypowiedzianych w pośpiechu pomogło zakamuflować im jego ogrom. Przecież wielkie domostwo na pewno zwróciłoby uwagę gdyby ktoś przypadkowo przybłąkał się w te okolice.
Zabini zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu cisza.
-Smoku, otwórz, to ja- Powiedział i po chwili usłyszeliśmy szczęknięcie zamka. Zabini wślizgnął się przez szczelinę powstałą w drzwiach, a ja poszłam jego śladem.
Zamurowało mnie. Minęło tylko parę godzin od naszego spotkania a Malfoy zdążył już upaść do takiego stopnia, że nie mogłam w to uwierzyć. Jego zazwyczaj dokładnie wyszczotkowane włosy teraz były w kompletnym nieładzie. Na sobie miał tylko podarte spodnie od dresu i koszulkę uwaloną kawą. Do tego był ewidentnie pijany.
-Kto to jest? Kogo ze sobą przyprowadziłeś?- Spytał Malfoy, a tak przynajmniej mi się wydawało, bo z ust wydobyło mu się "kktttoooooooo jeeeś? Kooog pśiproowadzileś....?". Zabini spojrzał na mnie wymownie a mi odjęło mowę. To wszystko było moją winą!
Zabini machnął różdżką i Malfoy momentalnie wytrzeźwiał. Nie znałam tego zaklęcia i zanotowałam sobie  w myślach że koniecznie muszę kogoś o to spytać.
-Po co tu przyszłaś?- Spytał wrogim tonem Malfoy. Do tego nie byłam przygotowana. Zazwyczaj nikt z taką wrogością się do mnie nie odzywał...oprócz niego. No tak. Zaczęliśmy nadawać na starych falach.
-Musimy porozmawiać- Powiedziałam spokojnym tonem i westchnęłam. Tyle razy dziś to już słyszałam że miałam ochotę tym wymiotować.
-O czym?- Spytał trochę mniej wrogo.
-Chodźmy do jakiegoś innego pomieszczenia. Chcę porozmawiać w cztery oczy - Oświadczyłam. Malfoy tylko kiwnął głową abym za nim poszła. Więc poszłam. Mijaliśmy kolejne korytarze i musiałam przyznać że ten kto to projektował musiał mieć prawdziwy talent. Wszystko tworzyło tak spójną całość, że aż nie mogłam w to uwierzyć.
-Tutaj będzie dobrze- Powiedział i zamknął za nami drzwi. Byliśmy w wielkim pokoju, niesamowicie pustym w stosunku do reszty domu. Stało tam tylko para foteli i wielki kominek. To miejsce miał swój urok. 
Usiadłam na jednym z foteli i spojrzałam prosto w nieufne oczy Malfoy'a.
-Chciałam cię przeprosić za Rona- Powiedziałam niepewnie.
-Nie masz za co- Odpowiedział chłodnym tonem- Też byłbym zły gdyby moja narzeczona szlajała się gdzieś z innymi facetami.
Kurde, to nie będzie łatwe.
-Musisz zrozumieć, że nie wszystko między mną a Ronem jest w porządku. On dobrze wie że go nie kocham, ale mimo to wciąż walczy... Poza tym po co ja ci to mówię. I tak nie zrozumiesz- Podniosłam się z fotela. Poderwał się.
-Usiądź i kontynuuj. To jest ciekawe.
Usiadłam i zaczęłam mu wszystko opowiadać. O tym jak Ron podstępnie poprosił mnie o rękę przy całej rodzinie i nie potrafiłam mu odmówić, o tym jak coraz częściej dochodziło między nami do kłótni i rękoczynów...
-On cię bije?- Głos Malfoy'a podskoczył aż o dwie oktawy. Pokiwałam leciutko głową i odsłoniłam ramię na którym widniały ślady po naszej wczorajszej kłótni. W oczach Malfoy'a zamigotał gniew. Uśmiechnęłam się smutno i podjęłam niedokończoną historię. 
Gdy skończyłam na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech.
-Więc go nie kochasz, tak?
-Tak- Przyznałam cichutko.
-Więc czemu z nim jesteś?
-To skomplikowane- Powiedziałam i szybko wyjaśniłam mu o co chodzi. Otworzyłam się przed nim bardziej niż przed Neville'm, co nawet mnie wprawiło w zdumienie.
-Boisz się go?- Spytał miękko i podszedł do mnie. Ukląkł przede mną i spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami pełnymi troski.
-Tak. Nie. To znaczy Tak. Nie wiem- Przyznałam- Boję się go i go trochę kocham.
-To kochasz go czy nie?- Spytał Malfoy delikatnie.
--Jestem do niego przywiązana bardzo. I czuję się w stosunku do niego jak starsza siostra.
-Czyli taka siostrzana miłość?
-Bardziej matczyna- Wyjaśniłam- Kocham go mimo wszystkiego co robi, ale nie takim typem miłości którym by on chciał bym go kochała.
-Martwisz się o niego- Stwierdził ze zdziwieniem. 
-To chyba oczywiste- Powiedziałam. Przytaknął w milczeniu. 
Spuściłam wzrok niepewna co mam zrobić. Cisza się zaczęła przeciągać, ale byłam za bardzo zawstydzona żeby się odezwać, lub chociaż spojrzeć na niego.
Zwariowałam. Nigdy bym nie pomyślała, że będę się w ten sposób zwierzać Malfoy'owi.
Odczekałam jeszcze pięć minut i wzięłam głęboki wdech, po czym podniosłam wzrok.
Spojrzałam prosto w piękne, jasnobłękitne oczy Draco.
I jego niesamowicie miękkie wargi zamknęły moje w namiętnym pocałunku.

Czułam cały jego żar w sobie. Czułam ogień który mnie rozsadzał, i chciał znaleźć ujście. Moje mięśnie spięły się w słodkim wyczekiwaniu i lekkimi drganiami pospieszały Smoka. 
On był prawdziwym Smokiem. Wzbudzał we mnie takie emocje, o których nigdy wcześniej nawet bym nie pomyślała. Rzuciłam się na niego i poczułam że muszę jak najszybciej poczuć jego uścisk. Przytulił mnie mocno i delikatnie zaplątał ręce w moje długie włosy. Leciutko je pociągnął i odsłonił moją szyję, po czym złożył na niej słodki pocałunek. Tyle było w tym uczucia, że aż jęknęłam. W tej chwili świat po prostu nie istniał. Byłam tylko ja i mój Smok. Tylko mój, niczyj więcej. 
Pragnęłam by to uczucie zostało między nami na zawsze. Nie obchodziło mnie, że w tym momencie Malfoy nie wyglądał seksownie, bo w moim mniemaniu to właśnie on, a nikt inny był jedynym mężczyzną który był mi potrzebny do pełni szczęścia. Żarliwie odnalazłam jego wargi i złożyłam na nich wyczekujący pocałunek. Malfoy otworzył swoje niesamowite oczy i spojrzał na mnie z czułością.
-Kocham cię- Wyszeptał.
Uwierzyłam mu.

4 komentarze:

  1. Świetne :) Dawno nie czytałem tak fajnego bloga :) Co prawda, nie jestem zbyt wielkim fanem Harry'ego Potter'a, ale bardzo przyjemnie się czyta Twoje opowiadanie. Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka świetna, a koniec zniewalający <3
    Wybacz że tak późno, ale koniec wakacji, rodzina itd. :(
    Dziękuję za tą dedykacje, miło wiedzieć że to ja cie natchnęłam na dramione :)
    Czekam z niecierpliwością na nową notkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciesze sie, ze sie podoba :) bo tak malo tych komentarzy, ze zaczynam watpic czy powinnam dalej pisac :)

      Usuń
  3. świetne opowiadanie :) czekam na więcej :) poza tym podoba mi się bardzo fakt, że postanowiłaś pisać nieco dłuższe notki :)

    OdpowiedzUsuń